Media publiczne, czyli cynizm zamiast idealizmu

Media publiczne, czyli cynizm zamiast idealizmu

Dodano:   /  Zmieniono: 
- W dziedzinie mediów publicznych nasz rząd zagwarantuje dwie podstawowe sprawy - realizację precyzyjnie zdefiniowanej misji publicznej oraz odpolitycznienie nadzoru i bezpośredniego zarządzania mediami publicznymi – stwierdził w expose premier Donald Tusk. Na zapowiedziach się skończyło.
Platforma dwukrotnie podejmowała próbę przygotowania nowej ustawy medialnej, która pozwoliłaby na rozwiązanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji zdominowanej przez osoby związane z PiS, LPR-em i Samoobroną oraz wybór nowych, „apolitycznych" rad nadzorczych publicznego radia i telewizji, i dwukrotnie operacja kończyła się fiaskiem.
Zastanawiające jest zwłaszcza niepowodzenie drugiego podejścia. PO porozumiała się bowiem już w sprawie ustawy z SLD, którego głosy pozwoliłyby odrzucić weto prezydenta do ustawy, ale premier Donald Tusk w ostatnim momencie zmienił wynegocjowane porozumienie, wykreślając z ustawy zapis o gwarantowanej sumie, jaka co roku miałaby wpływać do mediów z budżetu państwa. Upokorzone taką postawą premiera SLD podtrzymało weto prezydenta, a PO zapowiedziała, że trzeciej próby napisania nowej ustawy nie będzie.

Dlaczego Tusk podjął decyzję, która z góry skazywała na klęskę projekt ustawy medialnej? Wydaje się, że zdecydowała o tym chłodna polityczna kalkulacja. Zamiast tworzyć skład nowej KRRiT do spółki z SLD i skazywać się na kompromisy, które de facto oznaczałyby pogrzebanie idei „apolitycznych" mediów publicznych, premier zdecydował, że budzącą niesmak wyborców walkę o władzę w TVP czy Polskim Radiu pozostawi innym. Zwłaszcza, że ci inni skutecznie obniżają wiarygodność mediów kompromitującymi aliansami i upolitycznianiem mediów publicznych do granic przyzwoitości. Przejęcie władzy w TVP i Polskim Radiu przez pogrobowców LPR oraz Samoobrony i rozpoczęte przez nich roszady kadrowe, a także podporządkowanie mediów cieszącej się 1-procentowym poparciem partii Libertas sprawiło, że oprócz zdeklarowanych zwolenników tej egzotycznej formacji mało kto traktował przekaz telewizyjny poważnie. Późniejszy spektakl, jaki urządziło Polakom PiS z SLD prowadząc wojnę o Telewizję Publiczną z Piotrem Farfałem również nie przyniosło tym partiom splendoru. Tymczasem PO całą sprawę obserwuje z boku, a rząd może powiedzieć „co złego to nie my". Tym bardziej, że Tusk, jak mało który premier, może liczyć na życzliwość mediów komercyjnych. Z kolei TVP w obecnym kształcie jest w stanie co najwyżej przekonywać już przekonanych, nawet jeśli pod rządami PiS i SLD będzie przez 24 godziny na dobę opisywać porażki premiera. Tym niemniej obietnica wyborcza złożona przez premiera nie została zrealizowana, a miejsce idealistycznego dążenia do apolitycznych mediów zastąpiło chłodne, polityczne wyrachowanie.