"To hańba dla Stronnictwa Demokratycznego"

"To hańba dla Stronnictwa Demokratycznego"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Krzysztof Góralczyk (fot. Wprost) Źródło: Wprost
Obradujący w hotelu Marriott, XXIII Nadzwyczajny Kongres Stronnictwa Demokratycznego odwołał Pawła Piskorskiego z funkcji przewodniczącego tej partii. Był to jednak drugi XXIII Nadzwyczajny Kongres SD. Pierwszy, który zgromadził zwolenników Piskorskiego, odbył się 4 listopada i potwierdził jego władzę. Który z dwóch Kongresów był prawdziwym, rozstrzygnie dopiero sąd rejestrowy po otrzymaniu dokumentów od skonfliktowanych działaczy. Wtedy stanie się też jasne, kto będzie dysponował wartym kilkadziesiąt milionów złotych majątkiem i komu przyjdzie kształtować przyszłość Stronnictwa. Przeciwnicy Piskorskiego dziś deklarowali, że chętnie ją zwiążą z Andrzejem Olechowskim. Obradom przysłuchiwał się dziennikarz Wprost24.
Na początek w Sali "Baltic Room 2" hotelu Marriott zabrakło krzeseł, które na szczęście hotelowy boy szybko dowiózł. - Jeszcze jakiś stoliczek by się przydał, żeby było się na czymś zdrzemnąć - żartował jeden z delegatów. Ale
podczas obrad nie było sennej atmosfery. - Paweł Piskorski nas solennie zapewniał, że wszystkie sprawy dotyczące jego przeszłości zostały już wyjaśnione. No i co? - mówił z żalem Krzysztof Góralczyk, przewodniczący Rady Naczelnej SD, stojąc za mównicą ozdobioną plakatem z napisem "SD zawsze miało czyste ręce". Po czym dodał, że Piskorski brutalnie złamał wszystkie demokratyczne zasady oraz że wprowadził w błąd opinię publiczną mówiąc, iż nieruchomości SD muszą być sprzedane do końca roku, co automatycznie przekreślało szansę na uzyskanie za nie dobrej ceny. - Paweł Piskorski stchórzył, uciekając od decyzji władz partii - zakończył swe wystąpienie.

Mówiąc o tchórzostwie, Góralczyk nawiązał do najświeższej historii Stronnictwa. 24 października odbyło się posiedzenie Rady Naczelnej. W czasie posiedzenia okazało się, że część członków Rady chce zwołać na 21 listopada
Nadzwyczajny Kongres SD w celu odwołania Piskorskiego z funkcji przewodniczącego. Równocześnie zamierzali oni wystąpić do sądu partyjnego o zawieszenie Piskorskiego w prawach przewodniczącego partii do czasu Kongresu. Piskorski zarządził przerwę w obradach po czym zwołał posiedzenie Zarządu (formalnie podległego Radzie), który zawiesił ośmiu jej członków w związku z działaniem na szkodę Stronnictwa. Miało to oznaczać, że Rada nie
dysponuje kworum. Tym samym - twierdził Piskorski - Rada Naczelna utraciła możliwość podejmowania prawomocnych decyzji, a jej dalsze obrady dotyczące jego zawieszenia były nieformalne.

Od tej pory rozgorzały spory proceduralne - zwolennicy Piskorskiego twierdzą, że to on działa zgodnie ze statutem i to ich Kongres Nadzwyczajny był legalny, przeciwnicy uważają, że Piskorski 24 października zwołał
posiedzenie Zarządu niezgodnie ze statutem i że to oni reprezentują SD.

Faktem jest, że o ile w Kongresie propiskorskim brało udział 20 delegatów, o tyle w kongresie antypiskorskim, czyli obradującym dziś w hotelu Marriott, zgromadziło się ich 76 (na 106 uprawnionych). Czyli dzisiejszy Kongres był bardziej reprezentatywny. Na 76 glosujących tylko jeden delegat był przeciwny dymisji Piskorskiego. - Wiedziałem, że znajdzie się tu jakiś faryzeusz - rzucił głośno tuż po ogłoszeniu wyniku któryś z delegatów.

Zanim jednak delegaci zagłosowali, to wysłuchali równie płomiennego, jak i gorzkiego wystąpienia Jana Klimka, wiceprzewodniczącego SD. Płomienność wyrażała się w ocenie Piskorskiego, któremu Klimek zarzucił, że z wyjątkowa hucpą i bezczelnością złamał wszelkie procedury demokracji, że bardzo prymitywnie usiłuje utrzymać się przy władzy i że partię traktuje jak prywatny folwark, że kierował się chęcią odreagowania jego traumatycznego
przeżycia związanego z usunięciem z Platformy Obywatelskiej. - Dlatego - mówił - Piskorskiemu należy się czerwona kartka. Zgłaszam wniosek o odwołanie go z funkcji przewodniczącego.

Po zgłoszeniu wniosku przyszedł czas na gorzkie żale. - To jest wielka hańba dla SD, że obradujemy 500 metrów od siedziby partii - mówił Klimczak. Po czym pytał, co jeszcze musi się zdarzyć, aby skończył się czas pogardy dla działaczy z wieloletnim stażem. - Od 2002 roku szukaliśmy kogoś spoza partii, kto wyprowadzi SD na szersze wody. Bóg nas wysłuchał i na początek wyprowadził nas z siedziby SD - stwierdził z sarkazmem. Zaatakował też posła
Bogdana Lisa, który należy do koła SD w Sejmie i popiera Piskorskiego. - Nie możemy pozwolić aby poseł nas obrażał. Jak się jest w kole Stronnictwa, to warto coś wiedzieć o SD i jego historii - mówił.

Słowa te trafiły w nastroje delegatów, rozczarowanych sytuacja w partii i opanowaniem jej siedziby przez Piskorskiego. - Nie da się ukryć, ze byliśmy zbyt łatwowierni, przez co dziś przeżywamy coś w rodzaju kaca - mówi nam Lesław Lech, wiceprzewodniczący SD.

Jaka przyszłość czeka Stronnictwo? To zależy od postanowienia sądu rejestrowego. - Nie jestem spokojny co do jego decyzji, stąd dokładamy wszelkich starań aby nasze działania były prowadzone zgodnie ze statutem
- powiedział w rozmowie z Wprost24 Klimek.

Do czasu sądowego orzeczenia jednym SD pokieruje Piskorski, drugim Góralczyk. Ta strona, której sąd przyzna rację, zwoła kolejny kongres, powtórnie wyłoni nowe władze i przygotuje się do wyborów. - Będziemy
rozmawiać z Andrzejem Olechowskim. Jeżeli nie zdecyduje się z nami startować, to znajdziemy innego kandydata. Szykujemy się też do wyborów samorządowych - powiedział portalowi Wprost24 Góralczyk. Dodał, że prowadzi rozmowy z politykami różnych opcji o możliwości nawiązania współpracy. Nie chce jednak ujawnić, z
kim rozmawia, za to podkreśla, że bez Piskorskiego łatwiej się dogaduje, bo z powodu przeszłości ma on bardzo małe zdolności koalicyjne.

Tyle, że to sąd uzna, czy czerwona kartka dla Piskorskiego wyeliminuje go z gry.

BM