Jan Krzysztof - silna broń Platformy?

Jan Krzysztof - silna broń Platformy?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jan Krzysztof Bielecki odszedł z banku Pekao SA. Odszedł najprawdopodobniej w wyniku konfliktu wewnętrznego z ze swoim zastępcą (i przedstawicielem głównego udziałowca), Luigi Lovaglio. Media mają kilka dni na wałkowanie sprawy, choć Bielecki zapewne sprawy nie będzie komentował, a Platforma Obywatelska ma trochę oddechu od nacisków opozycji i komentatorów w  sprawie afery hazardowej, i nowej, tak zwanej afery czorsztyńskiej.
Odejście Bieleckiego z drugiego co do wielkości banku w Polsce stało się faktem, i spekulacje, co było tego powodem, nie mają już  sensu. Sprawdził się na stanowisku prezesa wielkiego banku, tak jak wcześniej dał sobie radę jako dyrektor na arenie europejskie, w EBOiR, a jeszcze wcześniej jako premier rządu – w trudnych, pionierskich czasach. Nie był to typowy bankier, raczej ekonomista, co pozwoliło mu na szersze spojrzenie na działalność podległego mu banku i może dzięki temu utrzymał on w czasie ostatniego kryzysowego roku stabilną pozycję, choć jego macierzysta jednostka, włoskie Unicredito, przeżywa duże zawirowania – aż do konieczności zwrócenia się do rządu włoskiego o pomoc.

Jan Krzysztof Bielecki jest kolegą premiera Donalda Tuska z Kongresu Liberalno-Demokratycznego i nie odszedł daleko od polityki polskiej. Jest, szczególnie w ostatnich miesiącach, bliskim doradcą premiera. Jak bardzo bliskim, tego nie wiemy, ale mówi się w politycznych kuluarach, że obok Igora Ostachowicza, szarej eminencji Kancelarii Premiera, jest osobą premierowi najbliższą. To on ponoć stał za decyzją zmian personalnych w KPRM i rządzie, po nagłośnieniu przez media afer hazardowej i stoczniowej.  To on poradził przesunięcie wicepremiera Grzegorza Schetyny do Sejmu, na stanowisko szefa klubu parlamentarnego, celem odsunięcia zawieruchy od rządu.

Wokół premiera Donalda Tuska został stworzony układ. Jest to układ koleżeński, tkwiący korzeniami w Trójmieście, w młodości, jeszcze z czasów Ruchu Młodej Polski, a jego najmocniejszymi i najważniejszymi elementami są właśnie Jan Krzysztof Bielecki i Wojciech Duda. Uzupełnia ich wspomniany warszawiak, absolwent UW, Igor Ostachowicz. To w tym składzie zapadają strategiczne decyzje personalne, polityczne i wewnętrzne decyzje partyjne.

Przed wybuchem afery hazardowej ton w PO i rządzie nadawał tandem Tusk-Schetyna. Premier potrzebuje dla swojej kondycji psychicznej mieć partnera, coś w rodzaju połączenia lustra, echa i spowiednika , z którym mógłby prowadzić dialog. Takim kimś był Grzegorz Schetyna, ale premier poczuł się oszukany, poprzez zatajenie przed nim spraw afery Chlebowskiego, Drzewieckiego, ludzi, którym bliżej było do Schetyny, niż do „familii" gdańskiej. Dlatego osobista  przyjaźń pomiędzy premierem i wicepremierem zmieniła się w zależność służbową, powiązaną z interesem partyjnym. Obaj uznali to za równie silny związek, ale na innej płaszczyźnie, i uważam, że Schetyna będzie lojalny wobec premiera. On doskonale wie, że Tusk w trudnej sytuacji musiał wybrać tę drogę. Czy do końca się z tym pogodził – to inna sprawa.

Miejsce naprzeciw Donalda Tuska może zająć tylko silny partner. Taki właśnie jak Jan Krzysztof Bielecki. Ale aby ten pełnił takie zadanie, Tusk musi go wzmocnić. Bielecki musi zająć eksponowane stanowisko w strukturach władzy państwa.

Jakie  to może być stanowisko?

Wbrew prostym skojarzeniom, jakimi popisują się dziennikarscy komentatorzy i politycy opozycji, wcale nie jest do końca powiedziane, że JKB miałby zająć miejsce Donalda Tuska na fotelu premiera w Alejach Ujazdowskich. Nie zapomnijmy, że nie jest on członkiem Platformy Obywatelskiej, jego pozycja wobec walczący frakcji partyjnych jest słaba, w związku z tym również pozycja  i siła jako premiera byłaby równie ograniczona – chyba, że PO rządziłoby samodzielnie.

Donald Tusk wystąpił w ubiegłym tygodniu nieoczekiwanymi propozycjami zmian w Konstytucji RP, znacznie osłabiającymi pozycję i prerogatywy stanowiska prezydenta. Dlaczego więc w związku z tym miałoby go interesować słabe stanowisko prezydenckie, zamiast realnej władzy premiera?

Czy w związku z tym Jan Krzysztof Bielecki nie zostanie przypadkiem ogłoszony "apolitycznym i bezpartyjnym" kandydatem na Prezydenta RP?

To może być dla obu polityków - i Tuska, i Bieleckiego, kusząca perspektywa. Bielecki, co nie jest tajemnicą, do tytanów pracy nie należy, za to jego pozycja międzynarodowa, znajomość języków i Unii Europejskiej, wiedza o mechanizmach europejskich jest olbrzymia. No, i na stanowisku prezydenta mógłby więcej czasu poświęcić swemu ukochanemu futbolowi. Tusk natomiast, dotknięty przez dwa lata syndromem olbrzymiej władzy, już w niej zasmakował, a poza tym wie, że jeżeli chce zająć w historii należne miejsce, to nie może do niej przejść tylko jako ten, co Prawo i Sprawiedliwość odsunął od sprawowania rządów. Bardziej kuszącą perspektywą byłby zapis Donalda Tuska na kartach historii, jako reformatora, no, może nie na skalę Kazimierza Wielkiego, ale chociaż do pozycji porównywalnej z Eugeniuszem Kwiatkowskim...

Tandem Bielecki-Tusk może być silną bronią Platformy Obywatelskiej, silniejszą, niż poprzedni układ Tusk-Schetyna. Ten układ również daje większą swobodę wewnętrzną i tłumi walkę koterii partyjnych. To może być mechanizm, który pozwoli PO i Donaldowi Tuskowi zachować władzę przez długie lata.