Adwokat: Demjaniuk nie był sprawcą lecz ofiarą

Adwokat: Demjaniuk nie był sprawcą lecz ofiarą

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. PAP/EPAŹródło:PAP
Oskarżony o udział w Holokauście John Demjaniuk powinien być traktowany "nawet na równi" z ocalałymi z obozu zagłady w Sobiborze, gdyż również on musiał pracować tam na rozkaz Niemców - mówił podczas procesu w Monachium adwokat Demjaniuka, Ulrich Busch.
Jego adwokat wskazywał, że sądy uniewinniały niemieckich SS-manów, którzy tłumaczyli podczas procesów, iż wykonywali rozkazy. "Powstaje pytanie, jak to możliwe, że przełożeni i wydający rozkazy są niewinni, a podwładny jest winny?" - powiedział Busch. Oskarżył on sąd i prokuraturę o samowolę i stosowanie podwójnych standardów.

Urodzony na Ukrainie 89-letni John Demjaniuk, domniemany były strażnik w hitlerowskim obozie zagłady w Sobiborze, jest oskarżony o pomoc w zamordowaniu 27 900 Żydów w 1943 r.

Pasowany na ofiarę Holokaustu

Na początku wojny służył w Armii Czerwonej i w 1942 r. trafił do niemieckiej niewoli. Według prokuratury został wysłany do obozu szkoleniowego SS w Trawnikach, z którego wywodzili się strażnicy stanowiący późniejszą obsługę obozów koncentracyjnych i obozów zagłady. Jako wachman Demjaniuk miał pędzić ludzi do komór gazowych.

Główny dowód przeciwko Demjaniukowi to potwierdzenie służby w SS z numerem 1393. Według odręcznej notatki na dokumencie w marcu 1943 roku został odkomenderowany do Sobiboru. Obrońcy oskarżonego podważają autentyczność tego dokumentu.

"Udowodnimy, że ten ukraiński jeniec wojenny - który uniknął śmieci głodowej (w niewoli), który został siłą wcielony do formacji Trawniki, który mógł zostać zastrzelony, jeśli próbowałby uciec oraz przeciw któremu nie ma dowodów, jakoby popełnił konkretną zbrodnię - także jest ofiarą, podobnie jak żydowski ocalony, który pracował w fabryce śmierci Sobibór, by uniknąć śmierci" - powiedział Busch.

Słowa te odnosiły się do obecnego na rozprawie Tomasza Blatta, pochodzącego z Izbicy byłego więźnia w Sobiborze, który w 1943 r. zdołał uciec z obozu po powstaniu więźniów.

Według Buscha Demjaniuka należy postrzegać jako "ocalałego z Holokaustu", a nie jako mordercę.

Jak relacjonują niemieckie media, uwaga ta wywołała oburzenia obecnych na sali sądowej świadków i krewnych ofiar Sobiboru, którzy przybyli na rozpoczęty w poniedziałek proces, jeden z ostatnich dużych procesów o zbrodnie popełnione podczas II wojny światowej.

35 dni procesu; 90 minut zeznań

Monachijski sąd zaplanował 35 dni procesowych do maja 2010 roku. Ciężko chory Demjaniuk może brać udział w rozprawach nie dłużej niż przez dwie 90-minutowe sesje dziennie. Oskarżony został przywieziony na salę sądową na wózku inwalidzkim, przykryty niebieskim kocem. Przez większość rozprawy miał zamknięte oczy. Stale obecni byli w pobliżu lekarze.

Według cytowanego przez dpa biegłego lekarza Albrechta Steina oskarżony był "zdolny do rozmowy" i rozumiał, co się wokół niego dzieje. Przymknięte oczy mogły świadczyć o tym, że koncentrował się na tym, by zrozumieć rozprawę, którą tłumaczono dla niego na język ukraiński. Także biegła lekarz psychiatra uznała, że oskarżony nie ma objawów demencji.

Podczas drugiej, popołudniowej części procesu Demjaniuk uskarżał się na bóle. Ogłoszono około półgodzinną przerwę, w czasie której otrzymał zastrzyk ze środkiem przeciwbólowym.

Demjaniuk cierpi na wstępne stadium białaczki. Ma kłopoty z kręgosłupem i sercem. Jego rodzina twierdzi, że lekarze dają mu jeszcze jedenaście miesięcy życia.

Procesowi towarzyszy duże zainteresowanie opinii publicznej i mediów z całego świata; w monachijskim sądzie akredytowało się ponad 200 dziennikarzy, którzy chcą obserwować rozprawę. Na sali sądowej dla prasy przewidziano jednak niespełna 70 miejsc. Ze względu na dużą liczbę zainteresowanych oraz zwiększone środki bezpieczeństwa planowany na godzinę 10 proces rozpoczął się prawie półtorej godziny później.

Zezna dwóch naocznych świadków

Zeznania złożą dwaj naoczni świadkowie: urodzony w Izbicy 82-letni dziś Tomasz Blatt, który zdołał uciec z Sobiboru w czasie powstania więźniów w 1943 roku, oraz 88-letni Holender Jules Schelvis, także były więzień obozu zagłady. Rodziny obu mężczyzn nie przeżyły niewoli.

W sądzie obecnych jest też około 20 oskarżycieli posiłkowych, w większości Żydów, którzy stracili krewnych w Sobiborze.

Izrael go wypuścił

Demjaniuk po wojnie został zarejestrowany w Niemczech jako tzw. przesiedleniec (displaced person). W 1952 roku wraz z rodziną wyjechał do USA. Osiedlił się na przedmieściach Cleveland w stanie Ohio i dostał pracę w fabryce samochodów Forda.

Zarzuty o udział Demjaniuka w zagładzie Żydów pojawiły się w drugiej połowie lat 70. Miał on być osławionym "Iwanem Groźnym", który obsługiwał komory gazowe w Treblince. W 1981 roku pozbawiono go obywatelstwa USA, a w 1986 został wydany Izraelowi, gdzie dwa lata później skazano go na śmierć.

Jednak Sąd Najwyższy Izraela uchylił ten wyrok ze względu na brak wystarczających dowodów, jakoby to Demjaniuk był "Iwanem Groźnym". Po siedmiu latach spędzonych w izraelskim więzieniu powrócił do USA. W 2002 roku ponownie stracił obywatelstwo, po tym jak amerykański sąd uznał dowody, iż był on strażnikiem w hitlerowskich obozach zagłady

Dopiero w marcu 2009 r. monachijski sąd zdecydował się wydać nakaz aresztowania Demjaniuka. 12 maja, po przegraniu apelacji przed Sądem Najwyższym USA, został on przetransportowany samolotem do Monachium.

PAP, arb, em