"Polityk powiedział...", czyli skąd się biorą "newsy"

"Polityk powiedział...", czyli skąd się biorą "newsy"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdy rozum śpi budzą się demony, a gdy rozpoczyna się „sezon ogórkowy” na świat przychodzą medialne potworki w postaci pseudoinformacji i quasifaktów. Sezon ogórkowy wprawdzie już dawno się skończył, ale mimo nadaktywności naszych politycznych asów wciąż jeszcze zdarzają się dni kiedy niewiele się dzieje więc trzeba nieco ubarwić rzeczywistość. Gorzej kiedy takie ubarwianie rzeczywistości staje się jedyną metodą opowiadania o polityce w Polsce.
W sobotę „Gazeta Wyborcza" doniosła o sensacyjnych pogłoskach krążących po Sejmie jakoby PO chciało dobić targu z PiS – zmiana konstytucji za drugą kadencję prezydencką dla Kaczyńskiego. W mediach od razu podniósł się tumult – obie strony zdecydowanie zaprzeczały, politolodzy pukali się palcami w czoło, a eksperci od wizerunku malowniczo opisywali jak efektowne samobójstwo polityczne popełniłyby obie partie, gdyby takie porozumienie zostało zawarte. Najciekawsze jest jednak to, skąd wzięła się cała plotka. Otóż poseł PO Sebastian Karpiniuk w TVN24 rzucił w ogniu dyskusji, że jeśli PiS poprze proponowane przez Tuska zmiany w konstytucji to on, Sebastian Karpiniuk, zagłosuje na Lecha Kaczyńskiego. To wystarczyło, by w głowach niektórych narodziła się koncepcja egzotycznego aliansu PO-PiS.

To, że plotka pojawiła się na sejmowych korytarzach można zrozumieć – wszak w czasie nudnych głosowań nad kolejnymi przecinkami w ustawach nasi sejmowi reprezentanci muszą o czymś ze sobą rozmawiać. Reprezentacja piłkarska nie pojedzie na Mistrzostwa Świata, siatkarze dostali łupnia w Japonii, Taniec z Gwiazdami się skończył – można więc poplotkować trochę o polityce. Dlaczego jednak dziennikarze zrobili newsa dnia z informacji, której wszyscy zaprzeczają, a która jest równie prawdopodobna jak to, że w 2012 roku kibice dojadą na Stadion Narodowy w Warszawie metrem. Nie dość tego, echa sobotniej publikacji pojawiają się również w dzisiejszej prasie. Sprawy wprawdzie nie ma – ale materiałów dziennikarskich co nie miara.

To jednak nie powinno nikogo zaskakiwać. Od pewnego czasu bowiem rytm debaty i publicystyki politycznej w Polsce wyznaczają cytaty z polityków odwiedzających studia TVN24, TVP Info, Polsat News, lub stacji radiowych. Wystarczy, ze rano polityk X rzuci jakieś hasło: np. „trzeba przemalować wszystkie krowy na biało-czerwono", by potem wydarzenia zaczęły rozwijać się lawinowo. Najpierw czerwony pasek w TVN24: „X apeluje: przemalujmy krowy". Potem natychmiast komentarze przedstawicieli poszczególnych partii – koledzy partyjni bronią Iksa, opozycja go atakuje, eksperci tłumaczą o co w tym wszystkim chodzi a dziennikarze analizują co biało-czerwone krowy zmienią w polskiej polityce. Wieczorem Monika Olejnik pyta o sprawę premiera, albo inną polityczną gwiazdę, a następnego dnia piszą o tym wszystkie dzienniki – i już można szukać nowego cytatu wokół którego zbuduje się sążnisty artykuł.

Kiedyś brytyjski spec od tabloidów miał tłumaczyć Szymonowi Hołowni jak się robi „gorącego newsa", który pomoże sprzedać gazetę: „Wystarczy na pierwszej stronie umieścić duże zdjęcie królowej Elżbiety II z psem, a pod nim podpis – Czy królowa ma romans z tym psem? Czytaj na stronie 6. A na stronie 6 wyjaśniamy, że oczywiście żadnego romansu nie ma i tylko szaleniec mógłby tak pomyśleć". Gdyby taką samą radę młodemu adeptowi dziennikarstwa miał przekazać spec piszący o polityce w Polsce, powinien mu poradzić by zadzwonił do dowolnego, najlepiej znanego z ostrego języka posła i powiedział mu, że poseł taki i taki mówi o nim: łapówkarz i prostak. To oczywiście niewinne kłamstewko, ale w tekście go nie będzie. Nasz znany z ciętego języka poseł na pewno odszczeknie się równie wysublimowanym argumentem, a wtedy dzwonimy do tego pierwszego i mówimy mu – teraz już nie kłamiąc – co powiedział o nim przeciwnik polityczny. Potem prosimy o komentarze jeszcze kilku polityków, jednego eksperta – i mamy gotowy tekst, który będzie ozdobą działu krajowego.

Można by pomstować na jakość polskiego dziennikarstwa , narzekać na goniących za sensacją dziennikarzy, biadolić o upadku etyki medialnej w Polsce. Jest tylko jedno ale – miliony widzów codziennie włączają telewizory, odbiorniki radiowe, setki tysięcy wysupłują kilka złotych z kieszeni na gazety. Prawda jest taka, że informacja – jak każdy towar – sprzedaje się tylko wtedy kiedy jest na nią popyt. W wolnych chwilach, między utyskiwaniem na polityków, dziennikarzy i całe polskie „bagienko", warto się nad tym zastanowić.