Straszący i zastraszani

Straszący i zastraszani

Dodano:   /  Zmieniono: 
Politycy dzielą się na tych, którzy straszą, i tych, którzy się boją. Tych, którzy stosują zarządzanie przez zastraszanie, jest garstka. Reszta to partyjna tłuszcza pogrupowana w kluby zgwałconych i wspólnoty lęku przed oprawcą.
„O k...! Ty naprawdę to zrobiłeś. Szczerze mówiąc, ja bym się nie odważył" – te słowa usłyszał poseł PiS Zbigniew Girzyński po tym, jak ponad rok temu wystąpił w TVN 24, łamiąc partyjny bojkot. Wypowiedział je jeden z czołowych
polityków PO, którego Girzyński spotkał, wychodząc ze stacji. Tamten początkowo był święcie przekonany, że poseł PiS musiał dostać jednorazową dyspensę od Jarosława Kaczyńskiego. W to, że była to samowolka, uwierzył dopiero, gdy Girzyński włączył przy nim telefon i odebrał esemesy, które partyjni koledzy wysłali mu jeszcze w trakcie programu. Tych o treści „Proszę o natychmiastowy kontakt" było kilka (m.in. od wicemarszałka Sejmu Krzysztofa Putry i ówczesnego rzecznika dyscypliny Marka Suskiego). Życzliwiej brzmiała wiadomość od sekretarza klubu Krzysztofa Tchórzewskiego: „Zbyszku, wiesz, że bardzo cię lubię, ale proszę cię, nie rób tego więcej". Dopiero po lekturze tego ostatniego polityk PO uwierzył. A Girzyński, mając świadomość wagi występku, sam zwrócił się do Jarosława Kaczyńskiego o nałożenie kary.

W PO aktów pokuty w stylu Girzyńskiego jeszcze nie było, ale poziom partyjnego zamordyzmu jest podobny jak w PiS, a może i większy. Atmosferę panującą w partii dobrze obrazuje anegdota o tym, jak Donald Tusk i Grzegorz Schetyna kilka lat temu pozbywali się jednego z partyjnych liderów. Wyrok miał zostać wykonany na ekspresowo zwołanym zarządzie partii. O posiedzeniu telefonicznie informował wszystkich Schetyna. Kiedy jeden z członków zarządu spytał, o co chodzi z tym pośpiechem, Grzegorz odpowiedział niespotykanie ciepłym głosem: „Dziś jest ten dzień". „Jaki dzień?" – dopytywał ciekawski. „Dzień, w którym to zrobimy" – odparł spokojnie Schetyna.

Opowieści o tym miłym głosie obecnego szefa klubu PO do dziś przeszywają strachem polityków tej partii. Od czasu tej telefonicznej rozmowy w PO zmieniło się jedno: Grzegorz Schetyna nie uczestniczy już w wydawaniu wyroków, dziś sam znajduje się na czarnej liście swojego przyjaciela. – Dymisja z rządu była dla niego ciosem poważnym, ale nie śmiertelnym. By nie podzielić losu Piskorskiego czy Gilowskiej, próbuje wykupić sobie polisę na życie w postaci poparcia klubu parlamentarnego i partii. Liczy, że mając za sobą ich siłę, będzie nie do ruszenia nawet dla Tuska – twierdzi jeden z bliskich mu polityków. W tym celu Schetyna buduje wokół siebie wspólnotę strachu, mówiąc współpracownikom: „Dziś padło na mnie, ale jutro może być każdy z was". Z ustaleń „Wprost" wynika, że kilku polityków PO dostało już od niego życzliwe ostrzeżenie w tym stylu.

Więcej w poniedziałkowym wydaniu tygodnika WPROST