Afera "Przema"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przemysław Edgar Gosiewski powoli wyrasta na jednego z głównych bohaterów afery hazardowej.
Nie jest prawdą, jak usiłują nam wmówić posłowie PiS, że nie ma "afery Przema". Jest dokładnie na odwrót: "Przemo" czyli Przemysław Edgar Gosiewski może być jednym z głównych bohaterów tej afery. Wszystko przez to, że jako koordynator Rady Ministrów w czasach PiS, uczestniczył w tworzeniu przepisów hazardowych. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że owe przepisy powstawały za kulisami, wbrew oficjalnej drodze legislacyjnej. A na dodatek sam Gosiewski faworyzował jedną, znaną spółkę. Są to okoliczności budzące prawne i moralne wątpliwości, które koniecznie powinny zostać wyjaśnione.

Sytuacja "Przema" jest bardziej poważna niż sprawa posłów Zbigniewa Wassermanna i Beaty Kempy. Oni bowiem mieli obowiązek ocenić gotowe projekty ustaw i odpowiedzieć na pytanie czy nie zagrażają one bezpieczeństwu państwa. Wassermann i Kempa zostali wykluczeni z prac komisji, chociaż mogli tylko wyrażać opinie o projekcie, a nie mogli go tworzyć. Tworzeniem bowiem zajmował się... Przemysław Edgar Gosiewski. Tak więc posłowie Wassermann i Kempa musieli odejść z komisji, bo mieli nieszczęście opiniować projekt, który przygotował szef ich klubu parlamentarnego. Co jeszcze bardziej tajemnicze: z informacji uzyskanych przez komisję wynika, że ów dzisiejszy szef klubu parlamentarnego PiS przedstawił premierowi inny projekt niż sam dostał. Jeśli informacje te się potwierdzą w trakcie prac komisji, to okaże się, że przy ustawie hazardowej nielegalnie "majstrował" jeden z prominentnych polityków PiS. I to jest właśnie afera.

Różnica między "Rychem" i "Zbychem" a "Przemem" polega na tym, że "Przemo" nie został nagrany przez CBA i nie był inwigilowany. W czasie, gdy piastował jedno z najważniejszych stanowisk w państwie, CBA było dopiero w trakcie organizacji i nie zajmowało się jeszcze przepisami dotyczącymi hazardu. Być może dzięki temu "Przemo" mógł dopiąć swego i zmienić przepisy hazardowe na korzyść jednej firmy. Druga różnica polega na tym, że "Zbychu", "Grzechu" i "Miro" stracili swoje stanowiska, a "Przemo" nie miał tyle odwagi, aby odejść ze stanowiska szefa klubu do czasu wyjaśnienia sprawy. Niezależnie od tego, "Przemo" powinien stanąć przed sejmową komisją śledczą i wytłumaczyć się szczegółowo ze swojej roli przy tworzeniu tych przepisów. Tym bardziej, że to właśnie sam "Przemo" był gorącym zwolennikiem powołania tej komisji i sam "Przemo"domagał się rozliczenia i ukarania winnych majstrowania przy ustawie. Gdy wchodzą na jaw kompromitujące go fakty, nabiera jednak wody w usta. To też świadczy o tym, że afera "Przema" niestety istnieje.

Leszek Szymowski