Podwójne życie senatora

Podwójne życie senatora

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trudno jest komentować sprawę senatora Krzysztofa Piesiewicza, ponieważ właściwie nie bardzo wiadomo, do jakiej kategorii ją zaliczyć. Nie jest do końca jasne, czy jest to skandal obyczajowy, na miarę afer Profumo, czy Berlusconiego, czy czysta sprawa afery kryminalnej, szantażu, celem wymuszenia okupu, czy afera medialna, czy może jednak polityczna? Wydaje się, że wszystkiego mamy tu po trochu, a całość jeszcze nie jest przed nami odkryta.
Patrzymy na senatora jako na postać wieloznaczną. Jest to wybitny prawnik, obrońca w wielu sprawach działaczy "S", zaangażowany w sprawę wyjaśnienia śmierci księdza Popiełuszki. Jest to również artysta, a właściwie humanista, ponieważ to jego scenariusze nadawały głębi filmom Krzysztofa Kieślowskiego i nie były to proste interpretacje Dekalogu, czy innych przesłań płynących z wiary. No i na końcu również polityk, i choć bez specjalnego znaczenia formalnego, to jednak jego wypowiedzi, opinie miały wagę znaczną, jak choćby te na tematy lustracyjne.

Nie wiem, czy jednak ta publiczna postać jest do końca znana i czy wiemy o nim wszystko. Jednak próba jego oceny tylko poprzez ujawnione filmy mogłaby być najgorszą metodą.

Czy jest to skandal obyczajowy? W pewnym sensie tak, jest to upadek senatora, ale to co zastało ujawnione stało się w pewnym sensie poza nim. Dokonano na nim manipulacji poza jego świadomością i zrobiono to w jego domu, miejscu, gdzie prywatność jest rzeczą świętą, jeżeli nie krzywdzi się innych. Piesiewicz nie zapraszał "Super-Expressu" do siebie, nie nagrywał się sam telefonem komórkowym, nie wysyłał do mediów nagrań i nie był motywatorem tabloidów, jak to czynił swego czasu Kazimierze Marcinkiewicz. Wina tu nie leży po jego stronie. Chyba, że zostanie udowodnione, że substancja, jaką zażywał, była kokainą i że to on był inicjatorem zdarzeń. To jednak będzie trudne do udowodnienia, bo w żadnej mierze za wiarygodne nie można uznać zeznań szantażującej go grupy, a nawet opublikowanych filmów.

Większym problemem dla samego Piesiewicza może być to, że jak niektóre media donoszą, Piesiewicz nie był szantażowany w ciągu ostatnich tygodni, lecz sprawa ma już zaszłość ponad roczną, a senator zapłacił znaczną kwotę szantażystom kilka miesięcy temu - i odmówił współpracy z organami ścigania, które miały taką wiedzę. To rzuca poważny cień na postawę Piesiewicza jako prawnika.

Zachowanie senatora nie wzbudza we mnie, przynajmniej na podstawie teraz ujawnionych materiałów, totalnego potępienia. To co zaszło w jego domu nabiera konotacji negatywnych w zderzeniu z szantażem, jakiego się na nim dopuszczono i, niestety, z brakiem umiejętności poradzenia sobie z nim. I to jest największy jego problem, czyli nie chwile słabości, lecz brak umiejętności poradzenia sobie ze sprawą szantażu. Kiedy wreszcie zdecydował się na podjęcie działań, było już za późno.

Zastanawiająca jest w tym wszystkim rola "Super-Expressu". Nie dotyczy to jednak tego, że nagrania z domu senatora Piesiewicza zostały opublikowane, ale tego, kiedy to się stało. Piesiewicz zgłosił fakt szantażu na przełomie października i listopada, szantażyści zostali zatrzymani 18 listopada, a filmy, oraz materiał prasowy zostały opublikowane w połowie grudnia.

Stało się coś więcej, niż tylko upublicznienie skandalu obyczajowego, gazeta redaktora Jastrzębowskiego weszła z tymi materiałami w sferę rozgrywki politycznej i publicznej. Wyszła poza obszar spraw obyczajowych. Dlaczego to uczyniła i dlaczego, pomimo tego, że sprawa jest w gestii organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości - to pytanie, które naczelnemu "S-E" powinna zadać prokuratura.

Największą zabawę i chwilę tryumfu mają moraliści, którzy nerwowo miętosząc "Superaka" i przełączając kanały telewizyjne, będą szukali potwierdzenie swoje wyższości nad "upadłym" senatorem. W kąt już poszły dokonania życiowe i zawodowe Krzysztofa Piesiewicza, teraz kołtuńscy moraliści będą go rozliczali z chwili hedonizmu. Na szczęście nie wszyscy. Symptomatyczna jest reakcja kolegów-polityków senatora, którzy nagle zdali sobie sprawę, że sami mogą w każdym momencie stać się obiektem podobnej manipulacji, może szantażu.

Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że rola publiczna Krzysztofa Piesiewicza zakończyła się, podejrzenia o zażywanie kokainy i stan nieświadomości, w jakiej się znalazł, nawet za przyczyną manipulacji, kończą jego karierę polityczną. Wielka szkoda, bo jego opinie i stanowiska miały dla wielu olbrzymie znaczenie.