Lekcja geopolitycznej rzeczywistości

Lekcja geopolitycznej rzeczywistości

Dodano:   /  Zmieniono: 
W potoku sensacyjnych informacji na temat senatora Krzysztofa Piesiewicza i doniesień z Kopenhagi gdzie cały świat zastanawia się jak sprawić by i Greenpeace był syty i gospodarka cała łatwo mogło umknąć uwadze bardzo ważne, moim zdaniem, wystąpienie Hillary Clinton, która zdobyła się na szczerość podczas wykładu na Uniwersytecie Georgetown i przyznała, że Stany Zjednoczone chętnie będą walczyć o prawa człowieka, pod warunkiem, że jest to zgodne z ich politycznym interesem.
Lord Palmerstone powiedział kiedyś, że Wielka Brytania nie ma niezmiennych przyjaciół i wrogów – ma jedynie niezmienne interesy. Kiedy wypowiadał te słowa Imperium Brytyjskie rządziło połową globu i mogło w zasadzie ugniatać świat jak plastelinę. A jednak Brytyjska demokracja nie decydowała się na uczenie takich np. Hindusów zasad demokracji parlamentarnej czy monarchii konstytucyjnej. W zamian tego wprowadzało w swoich koloniach reżim okupacyjny przy którym obecne wyczyny Aleksandra Łukaszenki na Białorusi są szczytem demokratycznej ogłady. Hipokryzja? Może. Ale dzięki temu Imperium Brytyjskie parło do przodu jak czołg i nawet po utracie kolonii Wielka Brytania jest znaczącym graczem w światowej polityce.

Tak się bowiem składa, że wbrew marzeniom pięknoduchów i innych idealistów projektujących w głowach i artykułach cudowne utopie, gdzie każdy uśmiecha się do każdego a słowa „konflikt" i „przemoc" są archaizmami o których dzieci w szkołach uczą się na lekcjach historii starożytnej – tak naprawdę od momentu, gdy zeszliśmy z drzewa najpierw liczy się siła, a dopiero potem szlachetne idee. Mahatma Ghandi mógł propagować pacyfizm jako środek walki przeciwko złu w Indiach, których wymęczeni wojną Brytyjczycy nie byli już w stanie utrzymać. Kiedy jednak ten sam środek walki proponował uciskanym przez III Rzeszę Żydom (a tak w istocie robił) to de facto zachęcał ich nie do walki o swoje prawa, lecz do samounicestwienia bo siłę III Rzeszy mogła pokonać tylko inna siła mierzona w czołgach, bombowcach i dywizjach piechoty. Podobnie było z ZSRR który wbrew temu co mile łechce nasze narodowe ambicje upadł nie dlatego, że KOR i Solidarność zaczęły z nim walczyć o prawa człowieka – ale dlatego, że nie był w stanie sprostać atomowemu wyścigowi z USA co w przypadku kolejnej globalnej konfrontacji musiało doprowadzić do tego, że ogromne połacie ZSRR zamieniłyby się w radioaktywną pustynię.

Dlatego kiedy świat domaga się od USA by potępiło Chiny, zbeształo Putina i wyzwoliło Tybet musimy zdawać sobie sprawę, że wymaga od Stanów Zjednoczonych czegoś, na co nikt rozsądny zdobyć się nie może. Chiny mają bowiem potencjał, który pozwala im – jako jednemu z nielicznych państw świata przetrwać konflikt w którym między kontynentami śmigałyby bomby atomowe. Rosja takiego konfliktu by nie przetrzymała, ale ma na tyle duży arsenał rozmaitych fajerwerków, że zwycięstwo w ewentualnej konfrontacji z tym krajem byłoby dla każdego kto by się podjął walki tryumfem pyrrusowym. USA może więc robić to co robi. Poza tym Chiny finansują skutki kryzysu ekonomicznego skupując amerykańskie obligacje i gromadząc ogromne rezerwy walutowe w dolarach. Prezydent USA może więc co najwyżej oficjalnie grozić palcem, a w kuluarach dziękować uniżenie Chińczykom i wypijać bruderszafta z rosyjskimi przywódcami – bo takie są geopolityczne realia.

Żeby jednak nie skończyło się tak smutno i cynicznie trzeba dodać, że mimo wszystko kropla drąży skałę. Jeszcze nieco ponad pięćdziesiąt lat temu Józef Stalin bezkarnie przesiedlał całe narody i unicestwiał w łagrach co czwartego obywatela swojego państwa – a świat się kręcił w swoim rytmie przyjmując że tak już bywa. Dzisiaj wciąż ludzie umierają w obozach, a dyktatorzy potrafią płacić za swoje fanaberie życiem poddanych – ale nikt już nie milczy. I chociaż np. Chiny gdyby chciały mogłyby wręczyć wszystkim swoim opozycjonistom bilet do nieba ustawiając ich przed karnymi plutonami egzekucyjnymi to jednak tego nie robią. Nawet nie ze strachu przed czyjąś reakcją, bo żadne realne reperkusje im nie grożą. Po prostu dziś świat jest inny. Między innymi dzięki USA, NATO i europejskim demokracjom, które może w praktyce nie działają spektakularnie, ale narzucają światu pewne formy postępowania, których przekroczyć obawia się nawet Kim Dzong Il.

Morał z tego wszystkiego jest taki: zanim ktoś uda się na kolejną alterglobalistyczną demonstrację oskarżając USA, kapitalistów, konsumeryzm, wielkie zachodnie koncerny, UE i całą resztę cywilizacji euroatlantyckiej o niewolę Tybetu, nędzę świata, analfabetyzm, kiłę i rzeżączkę – powinien zadać sobie pytanie jaki byłby świat gdyby USA, kapitalistów, konsumeryzmu, zachodnich koncernów, UE i cywilizacji euroatlantyckiej w nim zabrakło. A jeśli ktoś mimo wszystko uważa, że np. z Rosją i Chinami można rozmawiać agresywniej niech obejrzy sobie archiwalne zdjęcia z Hiroshimy i Nagasaki. Myślę, że to właśnie chciała nam powiedzieć Hillary Clinton stwierdzając: „Pragmatyzm z zasadami zawiaduje naszym podejściem do przestrzegania praw człowieka we wszystkich państwach". To nie cynizm tylko rzeczywistość.