Ministrze - prywatyzuj!

Ministrze - prywatyzuj!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ministerstwo Skarbu sprywatyzowało w tym roku spółki za łączną kwotę 6,5 miliarda złotych. Za dużo, wyprzedaż majątku narodowego, skandal - jęczy ta część rodaków, która uwielbia niekompetencje, gigantyczne straty, deficytowość i ogólną miałkość zarządzanych przez państwo (nas wszystkich - czyli de facto nikogo) spółek. Ja zaś zastanawiam się: dlaczego tak mało? Dlaczego w ciągu dwudziestu lat niepodległości nie potrafiliśmy zakończyć procesu prywatyzacji?
Przeciwnicy prywatyzacji są dla mnie zjawiskiem równie ciekawym i egzotycznym jak ludożercy z Papui Nowej Gwinei. Jeśli ktoś mówi o wyprzedaży majątku narodowego zastanawiam się, czy zauważył, że od czasu, gdy właścicielem całości dóbr ruchomych i nieruchomych w państwie było państwo (czyli de facto faraon, cesarz, król, albo inny sułtan) minęło ładnych parę lat, a dziś w gospodarce nie liczy się kto posiada majątek, tylko co z nim robi. A tak się jakoś dziwnie składa, że państwo zarządza jakimkolwiek majątkiem zawsze gorzej niż średnio utalentowany absolwent technikum handlowego.

Dlaczego tak się dzieje - tłumaczono już milion razy, a istotę gospodarki państwowej mieliśmy (nie)przyjemność obserwować przez pięćdziesiąt lat PRL-u. Generalnie różnica między firmą państwową a prywatną jest mniej więcej taka jak między bezrobotnym a młodym yuppie. Wcale nie przesadzam. W firmie państwowej życie wygląda tak - przychodzimy do pracy o 7:30, pijemy kawkę, idziemy na ploteczki do koleżanki z pokoju obok, jemy drugie śniadanie, idziemy na ploteczki do kolegi, jemy obiad, sprawdzamy co tam na "Naszej klasie", idziemy do domu. Przy okazji do domu zabieramy ryzę papieru, 20 długopisów, spinacze do papieru i tego typu artykuły biurowe,
które należą do wszystkich, czyli do nikogo. Jeśli napatoczy się nam broń Boże jakiś petent przyjmujemy go z miną, która natychmiast daje mu do zrozumienia, co myślimy o jego sprawie i jego obecności zakłócającej nasz
święty spokój. Na koniec miesiąca kasujemy pensje i domagamy się premii. I tak w kółko.

Konkurencja? Maksymalizacja zysku? A po co? Kto ma zresztą o nią dbać, skoro firma nie należy de facto do nikogo (bo należy do wszystkich). W ten sposób w 50 lat udało się zarżnąć nawet gospodarkę tak ogromnego kraju jak dawny ZSRR. Tymczasem firma prywatna ma właściciela, który patrzy pracownikom na ręce, bo to od nich zależy, czy spędzi wakacje na Karaibach, czy pod pośredniakiem. Pracuje się więc często po 12 godzin na dobę, o ploteczkach nie ma mowy, a normy jakie się nam stawia, często przekraczają ludzkie możliwości. Ale dzięki temu firmy są efektywne i czynią z Polski zieloną wyspę na oceanie kryzysu. To mali i średni przedsiębiorcy, a nie państwowe molochy, pozwolili nam przejść przez morze kryzysu suchą stopą.


Jeśli jednak nie przemawia do kogoś argument z rentowności to polecamrefleksji taką historię. Rzecz dotyczy PKS-u - spółki skarbu państwa, znaczy firmy państwowej. Otóż ostatnio pewna współtowarzyszka podróży kolejowej,
która na co dzień mieszka w Belgii opowiadała mi o szoku kulturowym jaki przeżyła usiłując kupić w rodzinnym Rzeszowie bilet autobusowy do Bydgoszczy. Siedząca w okienku sprzedawczyni (choć lepiej powiedzieć: urzędniczka, zważywszy na jej zachowanie) nie tylko nie zaszczyciła kobiety swoim spojrzeniem (była zaabsorbowana pisaniem SMS-a), ale na pytanie o połączenie stwierdziła lakonicznie: "Nie ma". To zaskoczyło klientkę, ale niezrażona postanowiła spytać, czy może nie ma jakiejś możliwości przesiadki - np. w Warszawie, tak aby jakoś z tego Rzeszowa do Bydgoszczy się dostać. "Może jest" - usłyszała. Wciąż pełna nadziei poprosiła więc urzędniczkę o zaprezentowanie jej możliwych przesiadek. Zirytowana pani w okienku wtedy wreszcie na nią spojrzała i odparła, że tego można dowiedzieć się. w Warszawie, bo ona to wie tylko o połączeniach z Rzeszowa, a w ogóle to czym się tu jej głowę zawraca. I tyle.

 

No to teraz kochani pytanie - na pewno chcielibyście robić zakupy w państwowych sklepach, kupować wyprodukowane przez państwowe fabryki samochody, albo latać wyprodukowanymi w państwowych zakładach samolotami. Ja bym nie chciał. Dlatego proszę - ministrze prywatyzuj!