Dojrzałem po trzydziestce

Dojrzałem po trzydziestce

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. WPROST
Niepolityczna rozmowa z Bartoszem Arłukowiczem, posłem, wiceprzewodniczącym komisji hazardowej
Od czego jest pan uzależniony?
Od papierosów. Od „The Wall" Pink Floydów i od paru numerów Starego Dobrego Małżeństwa,które gram, śpiewam, znam na pamięć. A także od nieuprawiania sportu.

Pan, lekarz, nie ćwiczy?
Jako lekarz mówię, że nieuprawianie sportu jest niezdrowe. Palenie papierosów też jest niezdrowe. Ale jest fajne. A ze sportu najbardziej lubię schabowe. Raz w roku ewentualnie pojeździć na nartach przez pięć dni z jednodniową przerwą w środku.

Ale skoro największym szczęściem dla pana – jak pan często powtarzał – jest uratowanie komuś życia, to po co panu Sejm?
Polityka to największa fascynacja mojego życia. Uwielbiam politykę. Od zawsze. W ogólniaku byłem gospodarzem klasy, w akademiku „piętrowym", który rozdzielał papier toaletowy. Byłem szefem samorządu studenckiego, osiedla akademickiego, radnym…

Chodzi o żądzę władzy?
Chodzi o wpływ na rzeczywistość. Mnie strasznie irytuje brak tego wpływu. Uważam, że rzeczywistość trzeba kreować
i zmieniać, a nie obrażać się na nią.

Jest pan nazywany gwiazdą komisji hazardowej. A Jacek Piechota twierdzi, że jest pan uzależniony od mediów. Lubi się pan pokazywać?
A zna pani polityka, który nie lubi? Są tylko ci politycy, którym się to udaje i do tego się przyznają, i ci, którym się nie udaje i udają, że ich to nie obchodzi.

Miło jest być rozpoznawalnym?
Nie chodzi o to, że jest miło. Chodzi o skuteczność. Dziś polityka to media. Jeśli ktoś udowodni mi, że można robić politykę, pisząc książki, to ja w to wchodzę, jednak nie znam polityka, który w ten sposób odnosiłby sukcesy. Żeby mieć wpływ na rzeczywistość, najpierw trzeba mieć poparcie społeczne. W Szczecinie jestem chyba dość lubiany, dostałem 22 tys. głosów. To dobry wynik.

Po zwycięstwie w reality show „Agent" został pan celebrytą, rozdawał autografy...
Przez jakieś dwa lata rzeczywiście mocno to odczuwałem.

Kobiety szalały? Wysyłały czułe SMS-y?
Do dzisiaj wysyłają. Ja nie cierpię sztucznej skromności: jestem facetem, który części kobiet się podoba, części nie, ale chyba raczej nie bywam obojętny. I przyznaję otwarcie, że uwielbiam kobiety.


Po „Agencie" prowadził pan imprezowe życie? Marcin Meller, najlepsze kluby w Warszawie, alkohol itp.?
Yhm.

I co żona na to?
Podjąłem świadomie decyzję, że zrywam z tym wszystkim… po dwóch latach. Powiedzmy sobie szczerze: żona łatwego życia ze mną nie ma. Ale niech mnie pani nie celebrytuje, bo ja nie jestem celebrytą. Gdybym chciał być celebrytą, to bym nim był. Wtedy miałem 30 lat, a dziś mam prawie 40. Wtedy zastanawiałem się,co zrobić ze swoim życiem, a dziś już wiem. Wtedy byłem dzieciakiem, dziś jestem mężczyzną, choć zostałem nim, dopiero mając trzydzieści kilka lat, niestety.

Więcej w poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost"