"Były poszlaki, że sprawa Olewnika to samouprowadzenie"

"Były poszlaki, że sprawa Olewnika to samouprowadzenie"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Adam Rapacki, w latach 2000-2003 wiceszef policji, a obecnie wiceminister SWiA ocenił w piątek, że po porwaniu Krzysztofa Olewnika były poszlaki, by uważać, że jest to samouprowadzenie w celu wyciągnięcia od ojca pieniędzy potrzebnych do rozliczenia "nie zawsze przejrzystych interesów". Rapacki zeznaje przed sejmową komisją śledczą ds. Olewnika.
Jak zeznał, o sprawie dowiedział się kilka dni po porwaniu, w listopadzie 2001 r. - informacje miał z biura kryminalnego Komendy Głównej Policji. "Pierwsze relacje wskazywały, że może to być klasyczne porwanie młodego człowieka prowadzącego 'rozrywkowy' tryb życia, nie zawsze przejrzyste interesy, może się ono wiązać z egzekwowaniem długów w związku z niejasnymi sprawami dotyczącymi handlu stalą. Wiedziałem, że powołano grupę śledczą" - mówił Rapacki. Według niego, w tamtym czasie analizowano, czy za sprawą może stać np. zazdrosny mąż.

Rapacki, który był twórcą CBŚ, powiedział, że w tamtym czasie ogniwo CBŚ w regionie Płocka było - mówiąc delikatnie - "nie za mocne". "Wydawało się, że prowadzący sprawę zespół Komendy Wojewódzkiej Policji dobrze sobie ze sprawą poradzi" - dodał. Rapacki skrytykował udział zatrudnionych przez rodzinę prywatnych detektywów, których - jak podkreślił - wykreowały media. "Powinno się w ogóle zakazać udziału detektywów w sprawach porwań, bo oni i tak nie mają żadnych uprawnień w takich sprawach" - mówił.

"To determinacja rodziny Olewników doprowadziła do tak szerokich działań"

Kolejny kontakt ze sprawą Rapacki miał w 2004 r. już jako oficer łącznikowy polskiej policji w Wilnie, gdzie spotkał się z rodziną Olewników. Tam na ich prośbę zainterweniował u swego kolegi, ówczesnego wiceszefa policji gen. Eugeniusza Szczerbaka, którego poprosił o przyjrzenie się sprawie, bo policja działa w niej źle. Według Rapackiego, gen. Szczerbak podzielił tę opinię i doprowadzono do zmiany grupy policyjnej na oficerów CBŚ. Za tę interwencję rodzina Olewników jest wdzięczna Rapackiemu. To determinacja rodziny Krzysztofa Olewnika doprowadziła do tak szerokich działań, a ostatecznie - do ujęcia sprawców porwania i zabójstwa - przyznał b. wiceszef policji, a obecnie wiceminister SWiA. Rapacki odpowiedział w ten sposób na pytanie, czy gdyby nie rodzina, sprawa mogłaby się zakończyć umorzeniem i niewykryciem sprawców zbrodni. Przyznał, że gdyby wiedział, że w tej sprawie policja popełniła tyle błędów, o których mówi się dziś, na pewno wcześniej zmieniłby policyjną grupę. "Nie żyje Krzysztof Olewnik. To jest porażka" - dodał.

Rapacki zeznał, że nie wiedział o krytycznej analizie działań policji i prokuratury, jaką na przełomie 2002 i 2003 r. (rok po porwaniu Olewnika) wykonała stołeczna prokuratura, która przejęła sprawę. W analizie wskazywano, że w śledztwie uczestniczą policjanci, którzy brali udział w towarzyskiej imprezie poprzedzającej porwanie. "Myślę, że powinienem być wtedy o tym poinformowany" - ocenił. Proszony o komentarz do nieudanej policyjnej operacji zabezpieczenia przekazania porywaczom okupu przez rodzinę (24 lipca 2003 r., Dzień Święta Policji - red.), Rapacki podkreślił, że "policja zawsze liczy się z możliwością utracenia okupu, priorytetem jest uwolnienie porwanego". B. wiceszef policji nie znał szczegółów, o które pytał go członek komisji Grzegorz Karpiński(PO): że wiozącej okup Danucie Olewnik nie towarzyszył policjant, że "koordynujący" operację policjant Remigiusz M. robił to ze swego domu przez telefon oraz że te działania radomskiej policji na terenie Warszawy nie odbywały się w uzgodnieniu z komendą stołeczną.

Rapacki przyznał, że swoją wiedzę czerpał od szefów biur w KGP, ci zaś - z mazowieckiej komendy wojewódzkiej, która z kolei przekazywała informacje w oparciu o twierdzenia policjantów, którzy dziś są podejrzani o nieprawidłowości. "Czy mając sygnały o nieprawidłowościach od rodziny, od ich pełnomocnika, od prokuratury, nie mógł pan zlecić kontroli?" - pytał wiceszef komisji Andrzej Dera (PiS). "Jeśli były pisma, powinna była nastąpić reakcja, odpowiedź" - przyznał Rapacki

PAP, dar