Amator + dyplomacja = katastrofa

Amator + dyplomacja = katastrofa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dyplomacja to sztuka trudna, trzeba się jej uczyć na uczelniach wyższych. Tak, dyplomacja to nie jest domena amatorów. Jeżeli dyplomacją zajmuje się amator, bez wsparcia fachowców, a do tego realizuje swoje wizje, to z reguły kończy się to katastrofą - patrz polityka wschodnia polskiego ośrodka prezydenckiego.
W przypadku 70. rocznicy obchodów mordów w Katyniu warto pewne rzeczy powiedzieć, wyjaśnić do końca i wyciągnąć z nich wnioski.

1. Organizatorem obchodów jest strona rosyjska, reprezentowana przez Władimira Putina, premiera rządu. Są to ustalenia podjęte na szczeblu rządowym, można śmiało powiedzieć - ustalenia pomiędzy Donaldem Tuskiem i Władimirem Putinem, potwierdzone i ustalone w ramach polsko-rosyjskiej komisji ds. trudnych, na czele której stoi prof. Adam Daniel Rotfeld. Zaproszenie Donalda Tuska ma więc wymiar oficjalny (choć nie tylko, o czym później) i jest rewanżem za wizytę Putina pierwszego września na Westerplatte.

2. Spotkanie w Katyniu nie jest głównym elementem obchodów rocznicowych - centralne obchody rocznicy katyńskiej będą miały miejsce w Polsce, o czym wspomina obszernie w wywiadzie dla tygodnika "Polityka" minister, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik. I tu, na czele obchodów stanąć ma obowiązek i prawo Lech Kaczyński. Warto wspomnieć, że w późniejszym terminie mają się odbyć obchody w innych miastach - w Rosji i na Ukrainie.

Jeżeli na te dwie podstawowe informacje nałożymy shell dyplomatyczny, jakże konieczny w kontaktach z Rosjanami, to zobaczymy, że domaganie się przez Lecha Kaczyńskiego zaproszenia do Katynia właśnie wtedy, kiedy będą tam Putin i Tusk, nie jest zgodne z polską racją stanu i obyczajami politycznymi.

W stosunkach międzynarodowych, jeżeli relacje pomiędzy państwami są co najmniej poprawne, zachodzi konieczność równowagi. Jeżeli państwo reprezentowane jest w danym kraju na szczeblu ambasady, tak samo powinno być w drugą stronę. Jeżeli strony ustaliły, że spotkanie katyńskie ma odbyć się na szczeblu premierów, to informację, skierowaną przez Kancelarię Prezydenta do ambasady rosyjskiej o woli przyjazdu Lecha Kaczyńskiego, należy traktować jako grubą niezręczność, tym bardziej, że oficjalnie nie został o tym poinformowany polski MSZ. I to właśnie do polskiego ministra powinny zostać skierowane pierwsze kroki w tej sprawie, a nie do strony rosyjskiej. I w jego gestii jest prowadzenie rozmów z Rosjanami.

Dodatkowo zachodzi tu jeszcze inna sytuacja; Jeżeli strony ustaliły, że spotkanie ma być realizowane na szczeblu premierów, to przyjęcie Lecha Kaczyńskiego przez Władimira Putina jest dla strony polskiej despektem. Nie dla Lecha Kaczyńskiego - dla państwa polskiego.

Reakcja Lecha Kaczyńskiego i publiczne domaganie się włączenia go do polskiej delegacji naraża na szwank polską dyplomację i wizerunek Polski. Dodatkowo stawia w niezręcznej sytuacji i Rosjan i premiera Donalda Tuska. Nie da się inaczej tego wytłumaczyć, jak tym, że jest to zagranie polityczne związane z kampanią prezydencką. No, chyba, że jest to po prostu dyletantyzm polityczny - do którego i sam Lech Kaczyński i jego otoczenie już nas przyzwyczaili. Wspieranie Saakaszwilego, łącznie z "recitalem" w Tbilisi, schlebianie Juszczence, czy ostentacyjne popieranie eurosceptyka Klausa - to tylko mały procent niezręczności i gaf Kaczyńskiego.

Spotkanie Putina i Tuska może mieć znaczenie kluczowe, przełomowe w relacjach nie tylko pomiędzy naszymi rządami. Nie należy oczywiście liczyć, że Rosjanie zmienią geopolitykę, zakładającą swoją dominację w określonych strefach wpływów. Nie ma to jednak takiego znaczenia, jakie mogłoby mieć jeszcze 5. lat temu, kiedy Polska była poza Unią Europejską. Teraz, jako państwo Unii, mamy za sobą cały potencjał dyplomatyczny i ekonomiczny, a także obronny, natowski. Powinniśmy to wykorzystać do odbudowy naszych relacji.

Polska nie stała się i nie będzie przywódcą regionalny państw Europy Środkowo-Wschodniej, jak roją sobie niektórzy, ponieważ nie życzą sobie tego wcale ani nowi członkowie Unii, ani państwa nadbałtyckie, ani nasi sąsiedzi z południa, czy Ukraina. I nie życzy sobie tego także cała unijna organizacja. Partnerstwo Wschodnie jest tylko symbolem, a nie realnym narzędziem polityki wschodniej wspólnoty europejskiej. Partnerstwo Wschodnie, czyli inwestowanie pieniędzy w niestabilne politycznie i ekonomicznie państwa, (Armenię, Azerbejdżan, Białoruś, Gruzję, Mołdowę i Ukrainę), a także składane im obietnice dalszych środków i różnego rodzaju ułatwień w kontaktach z Unią Europejską, wydaje mi się na dłuższą metę metodą chybioną. Polska polityka wschodnia, polityka inwestowania w reżimy gruziński i ukraiński, w prezydentów Juszczenkę i Saakaszwilego, poniosła klęskę. Traktowanie postsowieckich republik jako bloku państw może się źle skończyć. Poza tym kwota przeznaczona na pomoc, kilkaset milionów euro, to nieledwie zasiłek, a nie poważna pomoc, czy inwestycje w budowę demokracji.

Polska polityka wschodnia, prowadzona do tej pory przez ośrodek prezydencki, pozostający poza kontrolą Ministerstwa Spraw Zagranicznych, to sprawa która mogła przynieść Polsce wielkie szkody. Działania Lecha Kaczyńskiego, oceniane przez jego zwolenników jako pokazanie romantycznego stylu uprawiania polityki, na Zachodzie oceniane były jako pospolite awanturnictwo. Nie uzgodnione podróże, wypowiedzi i działania Lecha Kaczyńskiego przyczyniają się do obniżenia standardów dyplomatycznych i osłabienia pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Polska polityka kierowała się na kierunku wschodnim bardziej interesami poprzedniej administracji Stanów Zjednoczonych, głównie w regionie Kaukazu, niż prawdziwą polską racją stanu.

Polska polityka była odczytywana przed administrację Miedwiediewa i Putina jako realizacja polityki "wyszarpywania" z kręgu wpływów rosyjskich byłych sowieckich republik, szczególnie Ukrainy i Gruzji. Nie było to oczywiście mile widziane. To się jednak zmieniło, aktywność Lecha Kaczyńskiego została drastycznie osłabiona, a przede wszystkim – zupełnie zmieniono amerykańską politykę wobec Rosji. Słynny już "reset" w kontaktach na linii Waszyngton – Moskwa, oraz rozpoczęcie poważnych rozmów na temat nowego układu rozbrojeniowego zakończyło politykę konfrontacji, której elementem była również polska polityka wspierania prezydentów Ukrainy i Gruzji.

Polska musi brać pod uwagę doktrynę polityczną Rosji, (potwierdzoną ostatnio doktryną wojskową), która została zdefiniowana jednoznacznie po konflikcie kaukaskim. Rosjanie stosują politykę dyplomacji totalnej. Rosja, poza członkostwem w ONZ, nie jest związana żadnymi umowami partnerskimi z krajami europejskimi i Stanami Zjednoczonymi. Poza przestrzeganiem konwencji międzynarodowych, nic Rosjanom nie wiąże rąk. Podpisanie przez Rosję umowy z Unią Europejską o wzajemnym partnerstwie (którą zresztą długo blokowała Polska) może spowodować regres polityczny i ekonomiczny wobec Rosji. Rosjanie odbudowują swoją strefę wpływów. Oznacza to, że Partnerstwo Wschodnie może odnieść skutek tylko w tym przypadku, jeżeli będzie aprobowane przez Kreml.

Wracając do sprawy Katynia i obchodów; Polacy wiedzą o tym co się stało 70. lat temu, Rosjanie - raczej nie, a jeżeli już, to jest to wiedza spaczona. To spotkanie, wspólne spotkanie polskiego i rosyjskiego premiera może otworzyć bardzo ważny rozdział zrozumienia i pojednania pomiędzy Polakami i Rosjanami. I ma wymiar moralnego zadośćuczynienia. Polacy chcieliby więcej, ale nie jest to w tej chwili możliwe. Nie wolno tego psuć złymi posunięciami dyplomatycznymi lub tradycyjną wojną polsko-polską o prestiż i miejsce przed kamerą telewizyjną.