"Orzeł z Wisły" wywalczył w sobotę trzeci medal zimowych igrzysk, a drugi srebrny. Do złotego, który także po raz trzeci zdobył Ammann, zabrakło mu siedmiu punktów. Lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zaprezentował doskonałą formę, w obu seriach oddał najdłuższe skoki - 105 i 108 metrów.
Szwajcar prowadził po pierwszej serii i w drugiej nie dał sobie odebrać zwycięstwa. Małysz po pierwszej serii był trzeci, tracąc do Ammanna trzy punkty. Polaka o 0,5 pkt wyprzedzał Niemiec Michael Uhrmann.
Nadzieje na olimpijskie podium pogrzebał w finale, w którym uzyskał 102 m i spadł na piąte miejsce. Małysz, który po skoku na odległość 105 m objął prowadzenie, już wtedy wiedział, że będzie miał co najmniej srebrny medal. O tym, czy nie będzie wymarzony złoty, miał zadecydować ostatni w konkursie skok Ammanna.
Szwajcar, tak samo jak w pierwszej serii, wylądował najdalej i został po raz trzeci mistrzem olimpijskim. Miał na to - obok Małysza i kilku innych zawodników, także ogromny apetyt Janne Ahonen. Fin po rocznej przerwie wrócił do sportu i zapowiadał, że w Vancouver interesuje go tylko podium. Był blisko niego, plasując się na czwartej pozycji.
Przegrał z Austriakiem Gregorem Schlierenzauerem, który "rzutem na taśmę" w drugiej serii awansował aż o cztery lokaty. Ahonenowi do podium zabrakło pięciu punktów, co w przeliczeniu na długość skoku wynosi 2,5 m.
Pierwszy konkurs olimpijski nie był udany dla Austriaka Thomasa Morgensterna, który po pierwszej serii był czwarty. Potem uzyskał tylko 101,5 m i zajął ósme miejsce.
Austriacy z wyników konkursu nie są zapewne zadowoleni. "Tylko" brązowy medal i dwóch zawodników w czołowej dziesiątce to rezultat poniżej oczekiwań. Powody do radości mają Słoweńcy. Robert Kranjec był szósty, a Peter Prevc siódmy.PAP, mm