- Hannu potrafi też dosolić - zapewnił Małysz. - Ale nie mam słów do tego człowieka. To wybitny szkoleniowiec. Aż się nie chce wierzyć, że pochodzi z Finlandii. W Polsce złapał humoru. Finowie rzadko żartują, nie uśmiechają się. On nigdy nie był sztywniakiem, ale zachowywał dystans - chwalił swojego szkoleniowca Małysz. Skoczek z Wisły podkreśla jednak na każdym kroku, że współpraca z Lepistoe sprawia mu wiele radości. - Dlatego i ja chciałem mu swoimi skokami sprawić radość. My się bardzo fajnie uzupełniamy i na pewno to, że Robert Mateja i Maciek Maciusiak doszli do tego teamu sprawiło, że mamy taki sukces - ocenił.
Na pytanie, czy Małysz jest w tym sezonie jeszcze w stanie wygrać choć jedne zawody Pucharu Świata, Fin odparł: "Tylko jedne?". Małysz tylko się uśmiechnął. - On jest niesamowicie optymistycznym człowiekiem. Tak samo było po mistrzostwach świata w Sapporo, gdy sięgnąłem po złoto na skoczni normalnej. Powiedział mi wówczas, że teraz walczymy o Puchar Świata i się udało. Nie byłem do tego przekonany, bo miałem 360 punktów straty do Norwega Andersa Jacobsena. Myślałem, że musiałbym wszystko wygrać, a on nie startować - wspominał.
PAP, arb