Teczka Ireny Dziedzic

Teczka Ireny Dziedzic

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. AF PAP 
Pierwszego kwietnia rusza proces lustracyjny najsłynniejszej telewizyjnej gwiazdy PRL, Ireny Dziedzic. „Wprost” dotarł do akt sprawy. Dziennikarka chce się oczyścić z zarzutów, które – jak twierdzi – postawiła jej niemal połowa polskich mediów, m.in. Telewizja Polska, „Dziennik Polska Europa Świat” i „Newsweek”.
Biorąc pod uwagę materiały, które zachowały się w Instytucie Pamięci Narodowej, primaaprilisowa zdaje się nie tylko data pierwszej rozprawy, lecz także fakt, iż inicjatorką całego przewodu jest sama Irena Dziedzic. W IPN zachowało się sześć dokumentów z lat 60., pod którymi się podpisała. Na jednym z nich dziennikarka potwierdza swym imieniem i nazwiskiem, że wzięła od SB 6 tys. zł „w związku z wyjazdem do Paryża". Dziś twierdzi, że wszystkie dokumenty widzi po raz pierwszy. Że podpisy mogły być spreparowane – w końcu przez lata swej kariery rozdała dziesiątki tysięcy autografów. Że nigdy nie współpracowała z tajnymi służbami, a przeciwnie, to służby chciały ją zniszczyć. Że jest ich ofiarą od pięćdziesięciu czterech lat, tak jak dziś jest ofiarą zawistnych dziennikarzy, którzy zazdroszczą jej bezprecedensowej kariery.

W 1956 roku stworzyła pierwszy w historii polskiej telewizji talk-show „Tele-Echo". Program prowadziła przez 25 lat. Podziwiana przez widzów, budziła nienawiść i zawiść wielu współpracowników. W zasadzie wszyscy, którzy się z nią zetknęli, twierdzą, że ma „koszmarny charakter" i jest skrajnie apodyktyczna. Znawca opery Bogusław Kaczyński do dziś pamięta, jak miał wystąpić w jej programie. Dziedzic podobno zaprosiła go do domu, zasiadła przy biurku i napisała na maszynie cały wywiad – z odpowiedziami. Zaznaczyła, kiedy jej rozmówca ma się zdenerwować, a kiedy roześmiać. Na koniec dała mu scenariusz do nauczenia się na pamięć.

Maciej Szczepański, legendarny prezes Komitetu ds. Radia i Telewizji w latach 1972- 1980, w rozmowie z Teresą Torańską roześmiał się na pytanie, czy chciał wyrzucić Irenę Dziedzic za to, że nawymyślała wartownikowi, gdy zażądał od niej przepustki w gmachu. „Nawet gdybym chciał, to bym nie mógł. Musiałem połykać wszelkie jej fochy i zagrania".

Helena Kowalik
Współpraca | Agnieszka Sijka, Marlena Mistrzak


Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost"