Zwróćmy partie obywatelom

Zwróćmy partie obywatelom

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polski system polityczny jest stabilny, co nie oznacza, że w pełni rozwinięty i klarowny. Wciąż nie gwarantuje bowiem szerszego udziału społeczeństwa w życiu politycznym swojej gminy, powiatu, województwa. Można to zmienić, modyfikując ordynacje wyborcze i zasady finansowania partii politycznych.
Partie polityczne, które zdobyły w wyborach parlamentarnych min. 3 proc. poparcia, otrzymują dotację budżetowe, a także   zwrot kosztów kampanii . Są to znaczne kwoty (odpowiednio PO za rok 2009 – ponad 40 mln zł rocznie, PiS –prawie 38 mln zł, SLD - 14 mln, PSL - 13 mln). Partie mogą też przyjmować ograniczone darowizny od osób prywatnych. Nie mogą natomiast brać pieniędzy od darczyńców instytucjonalnych. Taki system finansowania powoduje petryfikację istniejącego stanu politycznego i utrwalenie systemu oligarchii partyjnych.

Kilka lat temu byli posłowie, Marek Jurek i Marian Piłka, napisali dla Gazety Wyborczej rzeczowy artykuł na temat drogi ewolucji systemu partyjnego w Polsce. Zauważyli, że system dwupartyjny, do jakiego dąży polska scena polityczna jest  dość sztuczny, a polski układ polityczny nie dorósł do tego rodzaju rozwiązania. Przypomnieli także, że partie stały się oligarchiczne, nie pełnią funkcji pośrednika pomiędzy opinią publiczną, a państwem, wyborcy nie pełnią kontroli nad politykami i wybranymi przez nich posłami – lecz następuję odwrócenie ról i pojęć. Partia przestaje być elementem oddziaływania elektoratu na państwo – staje się strukturą czysto administracyjną. I przy okazji, poddana centralnemu sterowaniu – staje się biurokratycznym aparatem, niezdolnym do rozwiązywania problemów kraju.

Piłka i Jurek postulowali zmianę tego systemu, właśnie poprzez zmianę zasad finansowania partii. Dyskusja zapoczątkowana przez nich powróciła po kilku latach pod postacią projektu Platformy Obywatelskiej. PO przygotowała projekt nowelizacji ustawy o partiach politycznych, w którym znalazł się zapis o zawieszeniu subwencji państwowych na ich rzecz. Projekt trafił do Sejmu, ale ostatecznie nie został przyjęty.

Kilka dnia temu młoda posłanka Platformy Obywatelskiej z Wybrzeża, Agnieszka Pomaska, wystąpiła w imieniu swojego klubu z propozycją nowych regulacji zasad finansowania partii politycznych - ale tylko w ramach działającego już systemu. Partie polityczne w dalszym ciągu miałyby być finansowane z budżetu, ale obligatoryjnie 25% środków miałyby przeznaczać na działania eksperckie i seminaria. Oznaczałoby to konieczność powołania thin-tanków politycznych lub korzystania z wiedzy niezależnych specjalistów - naukowców. Partie miałyby powoływać zarządy fundacji (wiadomo - synekury...), które miałyby być formalnie niezależne pod względem formalno-prawnym. Nikt jednak nikt nie ma wątpliwości, że zostałyby natychmiast poddane ścisłej kontroli funkcjonariuszy partyjnych. Ma to być przeniesienie na grunt Polski doświadczeń z Europy Zachodniej, głównie Niemiec. Drugi ważny element propozycji pani posłanki Pomaskiej to drastyczne ograniczenie środków na reklamy stricte polityczne w mediach elektronicznych i na bilbordach. Z tym elementem nie można dyskutować - jest on bez wątpienia racjonalny, szczególnie, jeżeli chodzi o reklamę czysto wizerunkową.

Propozycja posłanki PO nie dotyka jednak kluczowego zagadnienia zasad finansowania działalności partii politycznych. To, co znajdujemy w materiałach udostępnionych przez Platformę wygląda na krok w dobrym kierunku, ale bez znaczenia dla zmiany zasad finansowania partii. Propozycja ma wymiar "sondażowy", a nie realny, prawny i polityczny.

Moim zdaniem prawo należałoby zmienić w tym kierunku, by część środków dalej była subwencją z budżetu państwa, ale powinna być ona przyznawana nie tylko na podstawie ilości zdobytych przekroczenia określonego progu wyborczego (dziś 3 procent), ale również na podstawie ilości zweryfikowanych członków partii, czyli tak zwanych członków rejestrowych. Członkowie ci mieliby obowiązek płacenia określonych składek na poczet partii. I to byłoby drugie źródło dochodu. Trzecim źródłem byłyby wpłaty o charakterze dobrowolnym od członków wspierających – również zarejestrowanych, zarówno osób prawnych, jak i fizycznych. Wpłaty dobrowolne muszą być ograniczone kwotowo i rejestrowane w dokumentach PIT. Ostatnim elementem finansowania powinien być odpis podatkowy, którego mechanizm byłby podobny do 1 procenta przekazywanego obecnie instytucjom pożytku publicznego. Tym sposobem zarówno budżet, jak  i obywatele finansowaliby wszystkie partie , które spełniałyby wymogi prawne, a nie tylko te, które są obecne w tzw. wielkie polityce. To mogłoby otworzyć na nowo wrota dla sił politycznych, które są w tej chwili pozbawione reprezentacji.

Czy ten pomysł jest realny? Teoretycznie tak. Praktycznie – też, pod warunkiem, że politycy zdobędą się na wykrzesanie z siebie poczucia odpowiedzialności. Jeżeli nowe zasady finansowania partii politycznych powiązać z nowymi regulacjami ordynacji wyborczej (według mnie najlepsza byłaby ordynacja mieszana - połowa posłów wybierana w jednomandatowych okręgach wyborczych, a druga połowa – na dotychczasowych zasadach, w ordynacji proporcjonalnej),  to dałoby możliwość autentycznej walki politycznej, i większej aktywności społecznej. Polska demokracja, polska scena polityczna potrzebuje nowych sił i nowych twarzy. Zasady, które obecnie obowiązują, prowadzą do postępującej martwicy życia politycznego, które powoli zamienia się w przepychankę aparatów partyjnych. Interesy państwa idą zupełnie na bok – a posłowie nie zajmują się tym, do czego zostali powołani, lecz realizacją zleconych zadań partyjnych.