O kandydowaniu Kaczyńskiego tezy jedynie słuszne

O kandydowaniu Kaczyńskiego tezy jedynie słuszne

Dodano:   /  Zmieniono: 
„Pójdzie chyba na ostro” – to o kampanii poseł PSL Eugeniusz Kłopotek. „Jeśli PiS i Jarosław Kaczyński będą chcieli wykorzystać dramatyczną, traumatyczną sytuację, to tylko zaszkodzą tym swojej kampanii” – poseł PO Adam Szejnfeld. „Odgrzewanie starych sporów” – szef SLD Grzegorz Napieralski. Oczywiście. Tak być może. Ale wcale nie musi. I wynik tych wyborów prezydenckich niejednego z nas może zaskoczyć… Zobaczmy więc, jakież to tezy dominują w myśleniu o kandydowaniu Jarosława Kaczyńskiego. I czy są one jedynie słuszne…
1. Jarosław Kaczyński użyje tragedii pod Smoleńskiem w swojej kampanii wyborczej.
Oczywiście że użyje, czy ktoś przy zdrowych zmysłach wyobraża sobie, że prezes PiS nie powie ani słowa o bracie i swoich współpracownikach? Pytanie – jak użyje. Czy 
a) będzie przywoływał ich zasługi dla kraju
b) skupi się na różnych teoriach dotyczących przyczyn tragedii?
Jeśli wybierze opcję pierwszą – zyskuje szanse, że zagłosuje na niego ktoś spoza „zaklętego kręgu". Jeśli wybierze opcję drugą – zagra na swój twardy elektorat, nie zdobywając żadnych nowych głosów poparcia.

2. Wejście do kampanii Jarosława Kaczyńskiego spowoduje jej brutalizację.
Niekoniecznie. Wystarczy, że szef PiS zniknie z mediów, a jego kampanię poprowadzą inni. Kaczyńskiemu może to być na rękę. Z dwóch powodów. Po pierwsze - doskonale zdaje sobie sprawę ze swego negatywnego elektoratu, więc spróbuje go nie drażnić. Po drugie, jest bez dwóch zdań straszliwie poobijany przez los. I, nawet znając jego charakter, po prostu będzie mu na rękę, by ktoś wykonywał za niego większość pracy. On może skupić się na jednym, dwóch wystąpieniach, debacie telewizyjnej. Kampania jest krótka, więc to może wystarczyć. A skoncentrowany, nie prowokowany przez przeciwników, może nie dać ponieść się emocjom.

3. Jarosław Kaczyński walczy o swoją przyszłość w PiS. Gdy przegra, będzie musiał oddać stery władzy młodszym.
Nieprawda. PiS to ja – może powiedzieć Kaczyński. I będzie miał rację. Kandydując – zmierzył się z olbrzymim wyzwaniem. Jeśli któryś z „młodych wilczków" będzie chciał go podgryźć – stare wilki go rozszarpią. Nie takie tuzy łamały sobie zęby na prezesie. Nawet w obliczu porażki i tak dzisiejszą decyzją został już zwycięzcą.

4. Prezes PiS nie ma szans na zwycięstwo.
A dlaczego? Elektorat na drugą turę już ma. Nieagresywna, stonowana i mądra kampania zapewnia mu głosy tych, którzy teraz się wahają. Każdy atak na prezesa to kolejne punkty dla niego. Przekonani idą głosować, a zwolennicy PO wybierają wolny weekend. Przecież Bronisław Komorowski i tak ma zwycięstwo w kieszeni… I niespodzianka gotowa.


Tylko o co toczy się ta gra? Prezydent, choć brzmi dumnie, znaczy tak mało w porównaniu z premierem. Może więc lepiej teraz przekonać do siebie większy elektorat ale przegrać w drugiej rundzie? I w kolejnych wyborach - parlamentarnych - stanąć do walki o główną nagrodę?