Empatia czyli zupa z Azji

Empatia czyli zupa z Azji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Empatia? To chyba taka zupa z Azji – drwi jedna z bohaterek komedii „Lejdis” pastwiąc się nad niezbyt szlachetnym samcem, który jest miłośnikiem poligamii, ale zapomina o tym informować swoje przyjaciółki. Obserwując debatę między zwolennikami a przeciwnikami tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jaka toczyła się w tle narodowej żałoby, trudno nie dojść do wniosku, że empatia jest zupą z Azji również dla wielu komentatorów.
Wszyscy zgodnie podkreślają, że media zdały w dniach żałoby narodowej niezwykle trudny egzamin co najmniej na mocną „czwórkę". Dziennikarze potrafili wyciszyć publicystyczne spory i uhonorować w sposób godny wszystkie ofiary tragedii z 10 kwietnia. Ci, którzy chcieli „wyrwać się do przodu”, snując spiskowe teorie na temat tragedii, zostali przywołani do porządku. Ale w tej beczce miodu jest niestety łyżka dziegciu. Część publicystów i komentatorów, mniejsza o nazwiska, bo nie one są tu najważniejsze, postanowiła bowiem już w czasie żałoby narodowej dokonać na tle smoleńskiej tragedii rozliczeń z przeciwnikami.

Z jednej strony osoby, które nie darzyły sympatią prezydenta i jego środowiska politycznego postanowiły z pozycji zblazowanych inteligentów wyrazić dezaprobatę dla powszechnej żałoby. Że sztuczna, że oparta o „owczy pęd", że niepotrzebna i przesadzona. Jeszcze żaden z oszołomionych tragedią polityków PiS nie zdążył zabrać głosu – a już znalazły się osoby przekonane, że teraz Jarosław Kaczyński i jego drużyna zaczną grać trumnami i stosować moralny szantaż wobec wyborców. Już zaczęto nawet ubolewać nad brutalizacją kampanii wyborczej, która… w ogóle się nie zaczęła.

Nie lepiej było z drugiej strony. Tu znaleźli się bowiem tacy, którzy postanowili znad trumny prezydenta podzielić Polaków na patriotów i tych, którzy niczym Eligiusz Niewiadomski zamordowali głowę państwa, a teraz nad nim fałszywie płaczą. Pojawiły się zapowiedzi politycznego wyrównywania rachunków i odesłania na śmietnik historii zdrajców i odszczepieńców, którzy negatywnie oceniali prezydenturę Lecha Kaczyńskiego. Zasadę „o zmarłych dobrze, albo wcale" interpretowano wstecznie tworząc wrażenie, że o prezydencie w ogóle należało mówić „dobrze, albo wcale” a ci, którzy nie mieścili się w tym schemacie stracili szansę, aby siedzieć cicho.

I jedni, i drudzy prezydenta Lecha Kaczyńskiego i 95 pozostałych ofiar tragedii nie potraktowali jak ludzi, którzy osierocili dzieci, pozostawili we łzach rodziny i przyjaciół, stracili życie, ze wszystkimi jego obietnicami i nadziejami. Nie. Zarówno zniesmaczeni żałobą, jak i dyszący zemstą potraktowali te 96 trumien jak karty w politycznym pasjansie. Dla jednych i dla drugich Lech Kaczyński był figurą na szachownicy, jakimś bezosobowym wcieleniem politycznych nadziei lub obaw, którego stratę trzeba szybciutko wykorzystać, żeby nie zdążyli wykorzystać tego przeciwnicy. Empatia? Nie, dziękuję. Nie mam ochoty na zupę.

Mnie prześladuje obraz Jarosława Kaczyńskiego, który z kamienną twarzą witał na Okęciu trumnę z ciałem brata. Blada Marta Kaczyńska. Łzy matki Władysława Stasiaka. Zdjęcie uśmiechniętego Sebastiana Karpiniuka. Bartosz Arłukowicz opowiadający łamiącym się głosem o ostatniej rozmowie z Jerzym Szmajdzińskim. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ktoś, kto pisał, że żałoba jest męcząca, albo że teraz nadchodzi czas politycznej wendetty – o nich wszystkich zapomniał. Imputowanie Jarosławowi Kaczyńskiemu, który od dwóch tygodni podobno prawie w ogóle nie sypia, że z pewnością cynicznie wykorzysta śmierć brata jest nieludzkie. Tak jak nieludzkie jest zagrzewanie Jarosława Kaczyńskiego, by na grobie swojego brata dokonywał politycznych rozrachunków. Od większości zwierząt różnimy się tym, że potrafimy wczuć się w sytuację drugiej istoty ludzkiej, co powstrzymuje nas przed bezsensownym okrucieństwem. A przynajmniej powstrzymuje tych z nas, którzy widzą różnice między empatią a azjatycką zupą.