Sprawa honorowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Wprost": - Zamierza pan być menedżerem czy dowódcą?
Bronisław Komorowski: - W cywilizowanym świecie obowiązuje zasada, że ten, kto decyduje o pieniądzach, ten rządzi. W wojsku zaś rządzić znaczy dowodzić i rozkazywać. Minister obrony musi więc mieć prawo do dowodzenia w pełnym znaczeniu tego słowa.
- Chce pan być zatem supergenerałem w cywilu...
- Nie chodzi o to, aby swoimi rozkazami wchodzić w sferę ściśle wojskową. Nie ma powodów, aby minister dowodził pułkiem czy nawet dywizją. Od tego są dowódcy w mundurach. Podwładnymi, a także partnerami ministra są dowódcy rodzajów sił zbrojnych, którzy wydają rozkazy w sprawach, do których zostali upoważnieni. Oni jednak muszą wykonywać polecenia swojego bezpośredniego zwierzchnika, czyli ministra. Minister ma ponadto do dyspozycji organ planistyczny, jakim jest Sztab Generalny, pomagający mu w dowodzeniu siłami zbrojnymi. Jest to model obowiązujący niemal we wszystkich demokratycznych krajach świata. Niebawem zapewne przyjęty on zostanie również w polskim ustawodawstwie.
- W Polsce ciągle nie mamy ustaw jednoznacznie rozstrzygających kwestie władztwa nad armią. Dlaczego?
- Przez wiele lat ustawy kompetencyjne nie mogły wyjść poza obszar rządu, gdyż brakowało dobrej woli i sposobu na przezwyciężenie spornych kwestii. Niedawno jednak odbyła się debata w Sejmie i pierwsze czytanie projektów ustaw.
- Czy jednak prezydent, który już toczył spory w kwestii zakresu swego zwierzchnictwa nad armią, je podpisze?
- Nie widzę powodów, by prezydent miał podjąć decyzję negatywną. Ponadto termin wyborów może być okolicznością sprzyjającą, bo urzędującemu prezydentowi nie będzie wypadało w trakcie trwania kampanii wyborczej włączać się w ostrą walkę polityczną w obronie swoich uprawnień.
- Marek Siwiec, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, wielokrotnie zapowiadał, że prezydent zawetuje ustawy, jeśli będą mu odbierały choćby część dotychczasowej władzy nad siłami zbrojnymi.
- Jednakże prezydent osobiście nie wypowiadał się w tych kwestiach. Nie miał powodu, bo tak naprawdę nikt nie zamierza mu odbierać dotychczasowych, zagwarantowanych w konstytucji uprawnień. Prezydent nadal będzie zwierzchnikiem sił zbrojnych, nadal będzie mianował szefa Sztabu Generalnego oraz dowódców rodzajów sił zbrojnych itd. Kampania wyborcza jest zaś doskonałą okazją do tego, aby wszyscy kandydaci na urząd prezydenta, a więc również zwierzchnika sił zbrojnych, jednoznacznie wypowiedzieli się, czy są za pełną demokratyzacją armii i ostatecznym przyjęciem kończących ten proces ustaw, a także by przedstawili swoje koncepcje modernizacji sił zbrojnych.
- Niedawno powiedział pan, że pana planem minimum jest wyraźna zmiana akcentów w dotychczasowej polskiej polityce obronnej. Na czym ma ona polegać?
- Jesteśmy już w NATO, z powodzeniem osiągnęliśmy tam pierwsze cele. Teraz pora na zwrócenie większej uwagi na wewnętrzne sprawy naszych sił zbrojnych, bo tam doszło do dużych zaniedbań, które wywołują coraz większe frustracje. Musieliśmy bowiem przeznaczać w budżecie znaczne środki na integrację z Paktem Północno-atlantyckim, co ujawniło rozmiary niedoinwestowania. To musi się zmienić. Proces degradacji można powstrzymać albo dzięki dodatkowym wielkim pieniądzom, albo przez dostosowanie armii do możliwości finansowych państwa.
- Zapowiada pan wprowadzenie nowego, sześcioletniego planu radykalnej restrukturyzacji i modernizacji armii. Wystarczy pieniędzy na realizację tego planu?
- Podkreślam, że armię trzeba dostosować do możliwości finansowych państwa. Ważne jest prowadzenie stabilnej polityki finansowej, sprzyjającej wzmocnieniu obronności. Z tego powodu serio traktuję decyzję rządu o przeznaczeniu 2,1 proc. PKB na obronność w ramach przyjętych przed dwoma miesiącami założeń do planu budżetowego.
- O sile ministra decyduje również siła jego zaplecza politycznego. Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe, którego jest pan wiceprezesem, nie wsparło prezydenckich aspiracji Mariana Krzaklewskiego. Nie obawia się pan, że będzie panu trudniej niż na przykład kolegom z RS AWS znaleźć w rządzie czy w klubie parlamentarnym zrozumienie dla swoich propozycji?
- Rząd w sytuacjach szczególnych może się wycofać z już podjętych decyzji, ale musi sobie zdawać sprawę z faktu, że utrudni to lub wręcz uniemożliwi wywiązanie się naszego kraju ze zobowiązań, także wobec Paktu Północnoatlantyckiego. Nie zabiegałem o fotel ministra. Decydując się na objęcie urzędu, założyłem, że będę budował plan na podstawie niedawno przyjętych założeń. O polityce państwa nie powinna przesądzać tylko siła ugrupowań tworzących rząd. Polityka rządu powinna pozyskiwać jak największe poparcie wszystkich liczących się ugrupowań. Sprawdziło się to przy naszych działaniach na rzecz członkostwa w NATO.
- Tymczasem Polska nie spełniła wcześniejszych obietnic, na przykład dotyczących zakupu samolotów wielozadaniowych. Czy panu uda się wreszcie przeforsować sfinalizowanie tej transakcji?
- Na szczęście mam czyste sumienie, bo nie uczestniczyłem w festiwalu obietnic. Jednakże brały w tym udział co najmniej dwa rządy i dwa parlamenty. Teraz stało się to już sprawą honorową i rząd musi uczynić wszystko, aby jak najszybciej doszło do tego przetargu. I to rząd jako całość musi znaleźć dodatkowe środki na sfinansowanie tego zakupu. Ważne jest, że premier wykazuje w tej kwestii dużą determinację.
- Czy w jakiś inny sposób można zmienić na korzyść sytuację polskiego lotnictwa wojskowego?
- Jestem zwolennikiem oszczędnych rozwiązań. Dużo moglibyśmy osiągnąć, modernizując część naszych starszych samolotów. Skoro jednak podjęto już tak daleko idące działania, MON ze wszystkich sił zaangażuje się w rozwiązanie problemu, bo nowoczesne samoloty wielozadaniowe są nam bardzo potrzebne. To szansa na znaczne podniesienie wartości bojowej naszej armii. Myślę, że pierwsze decyzje dotyczące założeń taktyczno-technicznych przetargu zapadną w najbliższym miesiącu.
- Czy popiera pan plany redukcji polskiej armii do 150 tys. żołnierzy? Nie podobają się one nie tylko opozycji, ale także części AWS.
- Krytyków redukcji popieram tylko w jednym punkcie: też nie wiem, dlaczego armia ma być redukowana akurat do wyżej wspomnianej liczby. Nikt nie przedstawił żadnych kalkulacji uzasadniających ten akurat stopień redukcji. Wielkość armii jest m.in. pochodną naszych zobowiązań sojuszniczych, możliwości finansowych, a także określonej minimalnej zdolności obronnej państwa. Jeśli przygotowany przez poprzedniego ministra i zatwierdzony przez rząd plan redukcji uwzględnia te kryteria, to jestem skłonny się z nim zgodzić. Wiem jedno - o obronności kraju nie decyduje liczebność armii w warunkach pokojowych, lecz jej wielkość i jakość mobilizacji w razie zagrożenia. Polską armię, która teraz liczy ok. 185 tys. żołnierzy, trzeba oczywiście zredukować. Należy to jednak zrobić rozważnie. Powinniśmy chronić jednostki liniowe, a oszczędności szukać w instytucjach, które obsługują wojsko, w aparacie urzędniczym,
w sektorze badawczym, w szkolnictwie. Wiele tych instytucji można bez szkody wyprowadzić poza ścisłe struktury militarne i dać im możliwość życia z usług dla armii na warunkach rynkowych. Teraz wojsko jest obrośnięte zbędnymi strukturami jak drzewo hubami. One wypijają z wojska soki, czyli pieniądze. Wiele z tych hub trzeba po prostu odciąć. Nie mamy innego wyjścia, jak pójść drogą wyznaczoną przez brytyjskiego ministra George’a Robertsona, który zmniejszył armię, ale jednocześnie znacznie podniósł jej wartość.
- Czy nie obawia się pan, że skutkiem nazbyt radykalnych cięć personalnych może być kolejny "obiad drawski"?
- Od czasu "obiadu drawskiego" w wojsku zaszły wielkie zmiany. Niemal wszyscy zrozumieli, że dłużej nie może być tak, jak było kiedyś, że armia wymaga naprawdę dużych zmian. Ci, którzy tworzą zasadniczy trzon armii, dostrzegli, że gruntowna modernizacja nie jest dla nich zagrożeniem, lecz jedyną szansą. Oczywiście, modernizację i związane z nią zwolnienia trzeba prowadzić rozważnie, aby zminimalizować straty. Myślę, że dobrym rozwiązaniem byłaby na przykład specjalna ustawa regulująca sprawy związane z redukcjami.
Więcej możesz przeczytać w 27/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.