Opublikowano stenogram rozmów załogi Tu-154: "To makabra będzie"

Opublikowano stenogram rozmów załogi Tu-154: "To makabra będzie"

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. Forum 
Na stronie internetowej MSWiA opublikowano stenogramy rozmów załogi Tu-154, który rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. 40-stronicowy dokument zawiera rozpisane w tabelach: czas, treść zdania po rosyjsku i polsku oraz oznaczenie, kto wypowiada dane słowa. Część zdań jest wypowiadanych w języku angielskim, niektóre fragmenty są opisane jako niezrozumiałe. O godz. 8:04 czasu polskiego w kabinie padła dramatyczna wypowiedź: "To będzie... makabra będzie. Nic nie będzie widać".
Ze stenogramów wynika, że ok. 15 minut przed lądowaniem kapitan Arkadiusz Protasiuk poinformował dyrektora protokołu dyplomatycznego Mariusza Kazanę, że "w tych warunkach nie będą mogli usiąść". Mimo to piloci podjęli próbę lądowania. Z nagrania nie wynika, aby byli poddawani jakimkolwiek naciskom, gdy samolot znalazł się na wysokości 80 metrów drugi pilot powiedział "odchodzimy". Mimo to samolot zniżył się do wysokości 20 metrów. Wtedy zaczął uderzać w drzewa.

ZOBACZ CAŁOŚĆ MATERIAŁÓW

Materiały przywiózł we wtorek późnym wieczorem szef MSWiA Jerzy Miller, który równocześnie przewodniczy polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy. We wtorek po południu zapoznała się z nimi Rada Bezpieczeństwa Narodowego.Według opisu zeskanowanego dokumentu, jest to transkrypcja zapisu rejestratora dźwięku "MARS-BM".

DRAMATYCZNY KONIEC LOTU TU-154 MINUTA PO MINUCIE

To makabra będzie. Nic nie będzie widać


Słowa: "To będzie... makabra będzie. Nic nie będzie widać" oraz "Nie, no ziemię widać... coś tam widać... może nie będzie tragedii" odnotowuje stenogram rozmów w kokpicie samolotu Tu 154 M na około 40 minut przed tragedią.

O godz. 8:04 czasu polskiego niezidentyfikowana osoba mówi w kabinie Tu 154 M: "To będzie... makabra będzie. Nic nie będzie widać". Ten wątek nie ma kontynuacji aż do godz. 8:11, gdy padają słowa drugiego pilota Roberta Grzywny: "Nie, no ziemię widać... Coś tam widać... Może nie będzie tragedii".


"Nie damy rady usiąść"

"W tej chwili, w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść" - mówił dowódca załogi Arkadiusz Protasiuk do dyrektora z MSZ Mariusza Kazany na ok. kwadrans przed katastrofą w Smoleńsku.

Dowódca załogi mjr Protasiuk dodał, że "spróbujemy podejść, zrobimy jedno zejście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie". "No to mamy problem" - takie słowa Kazany odnotowuje stenogram.

Po ok. czterech minutach rozmów na inne tematy, w stenogramie znajduje się zdanie Kazany: "Na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robić" oraz inna jego niezrozumiała wypowiedź.

Kontroler: nie ma warunków do lądowania

Kontroler ruchu lotniczego w Smoleńsku powiedział do załogi na ponad kwadrans przed katastrofą: "Warunków do lądowania nie ma". Dowódca samolotu prezydenckiego odpowiedział: "Dziękuję, jeśli można to spróbujemy podejścia, ale jeśli nie będzie pogody, to odejdziemy na drugi krąg".

Komenda "Horyzont" padła 10 sek. przed katastrofą

Na minutę przed katastrofą Tu-154M system TAWS po raz pierwszy sygnalizował "TERRAIN AHEAD"; załoga podała, że jest 100 m nad ziemią. Kontroler lotu z wieży lotniska w Smoleńsku dał komendę "Horyzont", gdy samolot był 40 m nad ziemią, 10 sek. przed upadkiem.

Zarejestrowano ostrzeżenie systemu TAWS o godz. 8.40 i 6 sekund czasu polskiego. Automatyczny głos powiedział: "TERRAIN AHEAD" (ziemia przed tobą). 9 sekund wcześniej załoga komunikowała, że jest 400 metrów nad ziemią. Ostrzeżenie TAWS powtórzyło się po 25 sekundach i jeszcze raz, po kolejnych 10 sekundach. Piloci informowali, że są 200 i 100 metrów nad ziemią.

O godz. 8.40 i 42 sekundy TAWS podawał kilkakrotnie: PULL UP (do góry). Załoga meldowała, że jest 90 metrów nad ziemią. Gdy byli jeszcze 10 metrów niżej, osoba oznaczona jako drugi pilot powiedział "odchodzimy".

O 8.40 i 53 sekundy załoga podawała, że jest na wysokości 50 metrów od ziemi. To wówczas kontroler wieży powiedział: "Horyzont 101", który jest nakazem zakończenia procedury zniżania. Powtórzył to jeszcze raz trzy sekundy później. Katastrofa nastąpiła 10 sekund później.

Sześć ostatnich sekund

Sześć sekund dzieli zarejestrowany na "czarnych skrzynkach" odgłos zderzenia skrzydła samolotu z drzewami, od końca zapisu na rejestratorze. Dramatyczny zapis kończy się słowami przekleństw, wykrzyczanymi przez załogę.

O godz. 8:40 i 59 sekund stenogram odnotowuje "Odgłos zderzenia z drzewami", na co reakcją jest okrzyk: "K...a m.ć!" drugiego pilota. Potem słychać komendę z wieży kontrolnej: "Odejście na drugi krąg!". Ostatnim zapisem stenogramu jest krzyk nierozpoznanej osoby w kabinie "K......aaaa...!". Rejestrator zakończył pracę o godz. 8.41 i 5 sekund czasu polskiego.

Załoga JAK-a 40 informowała o trudnych warunkach

Załoga JAK-a 40, który wylądował wcześniej w Smoleńsku, informowała pilotów prezydenckiego samolotu, że są bardzo trudne warunki do lądowania.

"No witamy ciebie serdecznie. Wiesz co ogólnie rzecz biorąc, to p..a tutaj jest. Widać jakieś 400 metrów około i na nasz gust podstawy są poniżej 50 metrów, grubo" - takie słowa jednego z pilotów JAK-40 widnieją w ujawnionym stenogramie. Ta rozmowa miała miejsce o godz. 8.25.

Potem drugi pilot zapytał załogę JAK-a, czy już wylądowała. "No, nam się udało tak w ostatniej chwili wylądować. No, natomiast powiem szczerze, że możecie spróbować, jak najbardziej. Dwa APM-y (reflektory systemu lądowania - PAP) są, bramkę zrobili, tak że możecie spróbować, ale... Jeżeli wam się nie uda za drugim razem, to proponuję wam lecieć na przykład do Moskwy, albo gdzieś" - mówił członek załogi JAK-a.

Załoga Tu-154 o 10.27 ponownie rozmawiała z załogą JAK-a 40. Drugi pilot prezydenckiego samolotu pytał: "Jak grube są chmury". Usłyszał w odpowiedzi, że około 400-500 metrów. "Z tego co pamiętam na 500 metrach jeszcze byliśmy nad chmurami" - odpowiedział członek załogi JAK-a. Jak dodał, "APM-y są oddalone od progu pasa jakieś 200 metrów".

Następnie dowódca Tu-154 poprosił drugiego pilota o to, by zapytać kolegów z JAK-a, czy "Rosjanie już przylecieli". "Ił dwa razy odchodził i chyba gdzieś odlecieli" - mówił jeden z pilotów JAK-a.

PAP, im