Węgry: kryzys czy polityczne zagranie?

Węgry: kryzys czy polityczne zagranie?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Węgry nie są drugą Grecją. Przynajmniej nie w kwestii kryzysu gospodarczego – pisze amerykański dziennik „The New York Times”.
Deficyt budżetowy na Węgrzech jest o połowę niższy niż ten w Grecji. Węgry nie są członkiem europejskiej unii walutowej, zatem w najgorszym przypadku, jak pisze „The New York Times", mogą one zwiększyć atrakcyjność swojego eksportu poprzez dewaluację węgierskiego forinta. Ponadto, biorąc udział w programie naprawy gospodarczej prowadzonym przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), Węgry mogą właściwie w każdej chwili apelować o dodatkowe wsparcie finansowe sięgające nawet dwóch miliardów dolarów.

Te dane nie wydają się być jednak przekonujące dla węgierskich polityków, którzy w piątek swoimi wypowiedziami na temat krytycznego stanu węgierskiej gospodarki wywołali zawirowanie na światowych rynkach finansowych. Peter Szijjarto, rzecznik prasowy premiera Viktora Orbana, podczas konferencji prasowej, powiedział, iż spekulacje na temat potencjalnej niewypłacalności Węgier „nie są wyolbrzymione". Dzień wcześniej, Lajos Kosa, wiceprzewodniczący Węgierskiej Partii Obywatelskiej, ostrzegł, że Węgry mogą paść ofiarą kryzysu ekonomicznego porównywalnego do tego w Grecji. Kosa dodał, iż deficyt budżetowy w 2010 może sięgnąć nawet 7.8 proc. PKB ( w 2009, wynosił on 4 proc. PKB).

Jak ocenia „The New York Times", tak drastyczne oceny węgierskich polityków nie są jednak rzetelną odpowiedzią na stan ekonomiczny kraju. Dziennik twierdzi, iż nowo wybrany centroprawicowy premier Węgier – Viktor Orban – podobnie jak większość europejskich liderów politycznych, z jednej strony usiłuje zaspokoić niezadowolonych wyborców, którzy sprzeciwiają się cięciom wynagrodzeń oraz świadczeń, a z drugiej strony jego zadaniem jest również zyskanie sympatii ze strony Unii Europejskiej, MFW oraz inwestorów, którzy domagają się wprowadzenia bardziej efektownych metod oszczędnościowych, które pozwolą zmniejszyć zadłużenie.

Ponadto, podczas gdy porównywanie Węgier do Grecji może zaniepokoić międzynarodowych inwestorów, ma ono pewne zalety dla węgierskiej polityki wewnętrznej. Z jednej strony, może ono skłonić ludzi do ostrzejszego cięcia wydatków.  Natomiast, z drugiej strony, takie porównanie daje rządowi siłę przetargową umożliwiającą przeforsowanie obniżenia podatków i innych środków, które mogłyby pomóc w stymulowaniu wzrostu gospodarczego. „Teraz chodzi przede wszystkim o wzrost" – powiedział cytowany przez „The New York Times” węgierski urzędnik państwowy, który odmówił podania swojego imienia i nazwiska, po tym jak nie został upoważniony do publicznego komentowania decyzji rządu.

Takie podstępne polityczne zagranie może jednak okazać się nieudane. Inwestorzy mogą w pewnym momencie, odmówić finansowania węgierskiego deficytu budżetowego. Taka sytuacja miała miejsce już w zeszłym tygodniu i jej konsekwencją był wyjątkowo niski popyt na ostatnie aukcje obligacyjne.

Jedna z teorii mówi również, iż celem porównania Węgier do Grecji było obniżenie wartości forinta. Wzrost gospodarczy Węgier polega głównie na eksporcie, zatem niższa wartość waluty tego kraju sprawiłaby, iż węgierski eksport stałby się bardziej konkurencyjny na światowych rynkach. Jednocześnie, jednak, aż 75 proc węgierskiego eksportu wędruje do krajów należących do europejskiej unii walutowej, których liderzy wydają się być bardziej skłonni do nacisku na obniżenie wartości euro by pobudzić własny eksport aniżeli do stymulowania popytu wewnętrznego na potrzeby krajów takich, jak Węgry. Według Europejskiego Urzędu Statystycznego, w pierwszym kwartale 2010 roku, wzrost gospodarczy państw europejskiej unii walutowej wyniósł jedynie 0.2 proc, stawiając region, jako ostatni spośród najważniejszych gospodarek świata – nawet za drzemiącą gospodarką Japonii. Jednocześnie, światowi analitycy przewidują, iż wybrany w piątek premier, Japonii Naoto Kan, usprawni sytuację ekonomiczną w tym kraju, tym samym zostawiając Europę samotnie w tyle.

Porównanie Węgier do Grecji może być nieco wyolbrzymione, jednak nie zmienia to faktu, iż sytuacja ekonomiczna w tym kraju jest poważna i tempo wzrostu na Węgrzech jest jednym z najniższych w Europie –  podczas gdy, Goldmann Sachs przewiduje wzrost gospodarczy w 2010 roku na poziomie 0.1 proc, zdecydowana część analityków mówi nawet o negatywnych liczbach.

kr