Merkel największa przegraną wyborów

Merkel największa przegraną wyborów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mimo że Christian Wulff, kandydat rządzącej koalicji, został wybrany prezydentem Republiki Federalnej Niemiec, to Angela Merkel nie ma powodów do radości. Zgromadzenie Federalne dokonało tego wyboru dopiero w trzeciej rundzie, co odebrane zostało jako policzek dla kanclerz Niemiec i kolejna oznaka słabości rządu – czytamy we francuskim dzienniku „Le Monde”.
Dziewięć godzin i trzy tury głosowania – tyle Zgromadzenie Federalne potrzebowało wczoraj, by wybrać nowego prezydenta. W trzeciej rundzie, Christian Wulff, dotychczasowy premier Dolnej Saksonii, zdobył 626 z 1244 głosów, 121 deputowanych wstrzymało się od głosu. Z 644 członków rządzącej koalicji chadecko-liberalnej co najmniej 18 osób nie zagłosowało na swojego kandydata, w pierwszej rundzie liczba buntowników wyniosła 44. Jest to wielki cios dla Angeli Merkel i oznaka słabości jej rządu. 

Oprócz wrogości niektórych chadeków i liberałów, powodem słabego zwycięstwa Christiana Wulffa była ogromna popularność jego konkurenta: Joachima Gaucka. Ten 70-letni niezwykle charyzmatyczny pastor, były prezes Federalnego Urzędu ds. Akt Stasi, który był kandydatem zgłoszonym przez SPD i partię Zielonych, zdobył ponad 490 głosów.

Kryzys koalicji i polityczna kalkulacja

Wybór Christiana Wulffa ostatecznie był jednak w interesie koalicji i jak pisze dziennik „Le Monde" była to swego rodzaju polityczna kalkulacja. Gdyby chadecy i liberałowie zagłosowali na Joachima Gaucka, przeciwko Wolffowi,  zadali by oni sobie sami samobójczy cios. W obliczu wewnętrznych konfliktów koalicja jest bowiem niezwykle słaba i nieustannie traci na popularności. Według najnowszych sondaży, gdyby wybory do Parlamentu odbyły się dzisiaj, FDP zdobyłoby jedynie 5 proc. głosów, czyli dokładnie tyle, ile potrzebne jest aby wejść do Bundestagu.

Dodatkowo, Angela Merkel krytykowana jest za swój program oszczędnościowy przedstawiony w obliczu kryzysu europejskiej waluty. W oczach opinii publicznej, Merkel pozostaje osobą, która przekłada swój własny interes polityczny nad interes Niemiec. Kanclerz potrzebowała zatem zwycięstwa swojego człowieka w tych wyborach bardziej niż kiedykolwiek. W ten sposób udało się jej uniknąć całkowitego upokorzenia koalicji. To jednak nie zmienia faktu, że jej pozycja jest wciąż zagrożona, a wybory mimo, że ostatecznie wygrane, pozostają symbolem porażki niemieckiej kanclerz.

Le Monde / kr