Żniwo bin Ladena

Dodano:   /  Zmieniono: 
O ofiarach alianckiej ofensywy w Afganistanie można powiedzieć tylko jedną pewną rzecz: są. Według talibów ich liczba zbliża się do dwóch tysięcy. Amerykanie potwierdzają jedynie nieliczne ofiary.
Na tak skrajne informacje jesteśmy skazani do końca wojny. W Afganistanie nie ma ani obserwatorów ONZ, ani (przynajmniej oficjalnie) niezależnych dziennikarzy. Nie można też liczyć na pewne dane ze strony Amerykanów, gdyż pojawiły się głosy, że Pentagon cenzuruje informacje z obszaru wojny.

Oficjalna agencja talibów Afgan Islamic Press już na początku wojny poddała w wątpliwość rzetelność swoich doniesień. W pierwszym komunikacie podała, że po pierwszym dniu ataków zginęło co najmniej 20 osób, pół godziny później to samo źródło twierdziło, że amerykańsko-brytyjskie bombardowania nie pociągnęły za sobą żadnych ofiar, by po dwu godzinach przyznać się do pięciu zabitych. Po kolejnych dwóch godzinach talibowie wrócili do pierwszej wersji mówiącej o 20 ofiarach.

Ofiarami pierwszych nalotów, według telewizji CNN, było wielu przywódców talibów, w tym dwóch krewnych mułły Muhammada Omara. On sam temu zaprzecza.

Po dwóch dniach ataków talibowie doliczyli się 35 zabitych, a pod koniec trzeciego dnia mówili już o 76 ofiarach wśród ludności cywilnej i ponad stu rannych.

Amerykanie nie chcieli skomentować tych informacji, ale sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld stwierdził, że podczas działań wojennych może dojść do "niezamierzonych zniszczeń".

W nocy z 10 na 11 października Amerykanie zbombardowali wioskę Thorhar na wschodzie Afganistanu, będącą obozem szkoleniowym partyzantów. Według talibów we wsi zginęło około 200 osób. Miały to być głównie kobiety, dzieci i starcy. Wtedy - zdaniem talibów - od początku nalotów miało zginąć już ponad 300 ludzi.

Nie potwierdziły tego jednak żadne niezależne źródła. Pewne informacje dotyczyły jedynie pięciu zabitych. ONZ potwierdziła śmierć czterech swoich pracowników w pomyłkowo zbombardowanym budynku afgańskiej instytucji współpracującej z ONZ, natomiast AFP dwunastoletniej dziewczynki, która zginęła podczas ataku na lotnisko w Kabulu.

W ciągu kolejnych dni, kiedy bombardowania Afganistanu nasiliły się, cztery osoby zginęły a dziewięć zostało rannych. W Kabulu 900-kilogramowa bomba, która zboczyła z celu, trafiła w dzielnice mieszkaniową. Tragiczną pomyłką Amerykanów było też zbombardowanie budynku Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża, ciężarówki z uchodźcami i dzielnicy mieszkaniowej w Kandaharze.

Po 10 dniach ofensywy, według źródeł talibańskich, liczba ofiar wzrosła do ponad 400 ofiar. Znów Donald Rumsfeld zaprzeczył tym informacjom. W wywiadzie, udzielonym katarskiej sieci telewizyjnej Al-Dżazira, sugerował, że mogli oni paść ofiarą talibańskiej obrony przeciwlotniczej bądź walk pomiędzy afgańskimi frakcjami. Rzecznik talibów Abdul Hai Mutmaen wieczorem, tego samego dnia stwierdził, że ofiar w cywilach może być od 600 do 900, a rannych należy liczyć w tysiącach.

W czasie kolejnych dni talibowie doliczyli się kolejnych co najmniej stu ofiar. Amerykanie przyznali, że mogli omyłkowo zbombardować dom starców w Heracie. Brytyjski minister obrony Geoff Hoon mówił o zniszczeniu w Afganistanie dziewięciu obozów szkoleniowych Al-Kaidy, organizacji terrorystycznej Osamy bin Ladena. Nie wiadomo, ile osób mogło w nich wtedy przebywać. Podczas nalotów na Kabul zginęło także 19 kaszmirskich bojowników, walczących o oderwanie Kaszmiru od Indii. Zabici, w tym jeden z ich przywódców Ustad Farooq, byli członkami ugrupowania Harakat-ul-Muajhideen, regularnie wysyłającego swych bojowników na szkolenia do Afganistanu. W opinii Amerykanów, organizacja ta ma powiązania z  terrorystami.

Niedziela, 28 października przyniosła doniesienia o kolejnych ofiarach. Katarska telewizja Al Dżazira podała, że zginęło w porannych nalotach zginęło dziewięcioro dzieci, agencja AFP, powołując się na świadków, twierdzi, że zabitych zostało co najmniej 11 cywili, w tym ośmioro dzieci. Był to efekt kolejnej pomyłki amerykańskiego lotnictwa. Jedna z bomb, która prawdopodobnie miała zniszczyć znajdujące się obok stanowiska talibańskiej obrony przeciwlotniczej, spadla na dom zamieszkany przez dużą rodzinę. Zginęło tam osiem osób - ojciec i siedmioro dzieci. Przeżyła jedynie matka. W pobliżu miejsca eksplozji miało też zginąć dwoje dzieci i jeden cywil.
Pierwszą amerykańską ofiarą wojny był sierżant służb inżynieryjnych lotnictwa, który zginął nie na froncie, lecz w wypadku w Katarze. 20 października w katastrofie śmigłowca śmierć poniosło dwóch amerykańskich żołnierzy, przy czym dowództwo wojskowe zaprzeczyło, jakoby wypadek miał związek z wypadem żołnierzy sił specjalnych do Afganistanu. Jednak, jak powiedział prezydent Bush, amerykańscy żołnierze nie zginęli na darmo.

Ile ofiar może jeszcze pochłonąć ta wojna? Jedno jest pewne - wraz z rozszerzaniem akcji lądowej, będzie rosła liczba zabitych również po stronie Amerykanów i ich aliantów.

Mb