Wiele do zrobienia w stosunkach polsko-niemieckich

Wiele do zrobienia w stosunkach polsko-niemieckich

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stosunki polsko-niemieckie będą lepsze tylko wówczas, jeśli obie strony potraktują je bardziej poważnie - pisze w środę niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung". Według gazety obie strony powinny wyciągnąć naukę ze sporów ostatnich lat.
Gazeta komentuje wtorkową wizytę prezydenta Niemiec Christiana Wulffa w Warszawie. Jak pisze, umiarkowanie konserwatywna Platforma Obywatelska, do której należą polski prezydent elekt Bronisław Komorowski oraz premier Donald Tusk, jest partnerem niemieckiej chadecji na płaszczyźnie europejskiej. "Podczas pierwszej wizyty Wulffa Warszawie wszyscy trzej uznali, że wobec takiej wspólnoty politycznej między Polską a Niemcami wszystko będzie dobrze" - pisze "SZ".

"Jednak zbyt dużym uproszczeniem jest sprowadzanie polsko-niemieckich napięć minionych lat tylko do podwójnego panowania narodowo-konserwatywnych bliźniaków Kaczyńskich, które zakończyło się ostatecznie wraz ze śmiercią prezydenta Lecha Kaczyńskiego w katastrofie samolotu przed trzema miesiącami oraz porażką jego brata Jarosława w wyborach prezydenckich dziesięć dni temu" - ocenia dziennik.

"Bowiem głębokie rysy ujawniły się już wówczas, gdy na początku tego dziesięciolecia w obu stolicach równocześnie rządzili socjaldemokraci. Pretekstem ku temu był udział Polski w wojnie irackiej (ówczesnego prezydenta USA) George'a W. Busha, a także zbliżenie ówczesnego kanclerza Gerharda Schroedera z szefem Kremla Władimirem Putinem oraz forsowany przez nich obu projekt gazociągu przez Morze Bałtyckie" - przypomina gazeta.

Jak dodaje "SZ", obie strony wysunęły wówczas na pierwszy plan debatę na temat planowanego w Berlinie centrum przeciwko wypędzeniom i niechcący pomogły tym braciom Kaczyńskim: zarzut, że Niemcy będą na nowo pisać historię II wojny światowej na niekorzyść Polaków, przyczynił się do ich niespodziewanego podwójnego zwycięstwa w wyborach prezydenckich i parlamentarnych w 2005 roku.

Jednak - pisze "SZ" - także po przedterminowych wyborach parlamentarnych w 2007 roku, w których wygrała PO, temat ten nie został wyjaśniony: akurat doradca Tuska, były minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski tak daleko posunął się w swoich atakach na niemieckich wypędzonych, że nawet zwykle pojednawczo nastawiony przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert publicznie go upominał, co było bezprecedensowym zdarzeniem.

Według komentatora "Sueddeutsche Zeitung" po obu stronach Odry należy wyciągnąć naukę z tych konfliktów, co powinno się rozpocząć od decyzji personalnych.

"Berlin powinien wreszcie wysyłać nad Wisłę ambasadorów, którzy mówią po polsku. Problematyczne jest też to, że niemieccy dyplomacji marnowali dotychczas wiele okazji, by korygować błędne relacje polskich mediów o niemieckiej polityce - np. o rzekomo nałożonym przez Jugendamty (urzędy ds. dzieci) zakazie rozmawiania po polsku z żyjącymi w RFN dziećmi z rozwiedzionych mieszanych małżeństw polsko-niemieckich. Oba ministerstwa sprawiedliwości powinny wreszcie wspólnie wyjaśnić, że taki zakaz nie istnieje" - ocenia "SZ".

Gazeta dodaje, że "równie mało jest w niemieckich mediach prób przypisania Polakom odpowiedzialności za holokaust; ale dokładnie to twierdzi się w oświadczeniach polskiego ministerstwa spraw zagranicznych". Według dziennika, relacje takie, które w Berlinie przyjmowane są jedynie wzruszeniem ramion, w polskich mediach stanowią centralne tematy.

"Sueddeutsche Zeitung" ocenia, że również liczne polsko-niemieckie instytucje i gremia powinny dokonać samokrytycznej analizy, dlaczego niewiele robią, by usunąć te napięcia. "Nie powinny one dłużej izolować ekspertów od Niemiec, związanych z polskimi narodowymi konserwatystami, lecz włączyć ich w dialog" - dodaje.

Według bawarskiego dziennika rezultat wyborów prezydenckich w Polsce, w których obu kandydatów dzieliło niewiele punktów procentowych, pokazał, że "w każdym czasie możliwa jest instrumentalizacja "+tematu niemieckiego+".

PAP