Kaliningrad żyje na koszt RP

Kaliningrad żyje na koszt RP

Dodano:   /  Zmieniono: 
-Przemyt to jedyne co trzyma przy życiu obwód kaliningradzki - piszą rosyjskie "Wiedomosti" wydawane wspólnie przez "The Wall Street Journal" i "Financial Times".
Gazeta, powołując się na szacunki władz obwodu, wylicza, że 100 tys. mieszkańców obwodu (10 proc. ogółu ludności) żyje z przemytu, głównie do Polski. Oznacza to, że o przynajmniej 90 tys. Kaliningradczyków żyje na  koszt polskiego podatnika, oszukując polskie władze celne.
Zastępca gubernatora graniczącej z Polską i Litwą rosyjskiej enklawy Anatolij Chłopecki otwarcie przyznaje, że ponad połowa kaliningradzkiej gospodarki funkcjonuje w szarej strefie. Obwód jest zaś "gigantycznym wolnym składem celnym".
Rosyjski dziennik przypomina, że od dziesięciu lat obwód kaliningradzki dysponuje specjalnymi ulgami podatkowymi i celnymi, które wyrównać mają trudności, jakie wywołuje oddzielenie regionu od właściwej Rosji. Początkowo istniała Wolna Strefa Ekonomiczna, przed pięciu laty przekształcona w Specjalną Strefę Ekonomiczną.
Do Kaliningradu zamierza udać się premier Michaił Kasjanow, żeby podpisać program rozwoju regionu do 2010 roku, który przewiduje inwestycje w enklawie wartości 3 mld dolarów.
Analitycy i  miejscowi przedsiębiorcy mają jednak wątpliwości, "czy finansowa pomoc ze strony państwa i gigantyczne projekty infrastrukturalne są właśnie odpowiednim lekarstwem, którego wymaga dziwna kaliningradzka choroba".
"Cztery terminale naftowe (w Kaliningradzie) stoją puste nie z  powodu głębokości, ale po prostu z przyczyn geograficznych nie  opłaca się tam wyładowywać" - mówi Michaił Pierfiłow analityk "Petroleum Argus". Ładunki poszły do Tallina, gdzie zbudowano bardzo nowoczesny port.
Zdaniem gazety, znacznie większym wyzwaniem dla obwodu kaliningradzkiego niż problemy infrastrukturalne i geograficzne jest korupcja.
"W obwodzie nie ma praktycznie opłacalnego biznesu, który nie byłby oparty na współpracy z urzędami celnymi" - mówi Piotr Szczedrowicki z regionalnego Centrum Opracowań Strategicznych.
Dotyczy to zarówno wielkich interesów w porcie, jak i  działalności "mrówek" - drobnych handlarzy, trudniących się przemytem.
W Mamonowie, na polsko-rosyjskim przejściu granicznym handlarzom opłaca się czekać w kolejce na przekroczenie granicy nawet po 12- 15 godzin. Przewożą głównie papierosy - na kartonie zarabiają 1-2 dolary. "Zysk mógłby być większy, gdyby nie polscy celnicy, którzy czasami konfiskują towar, jeżeli nie uda się dogadać" - mówi jeden z drobnych przemytników.
Według szacunków, wartość papierosów nielegalnie przewożonych do  Polski wynosi 60 mln dolarów rocznie. Oprócz papierosów przemycana jest wódka i benzyna - samochody wyjeżdżają na pełnym baku, wracają po chwili na ostatnich kroplach paliwa.
Centrum Opracowań Strategicznych szacuje, że handlem przygranicznym bezpośrednio zajmuje się nie mniej niż 100 tys. mieszkańców obwodu, który liczy niecały mln ludzi.
"Wielu przedsiębiorców w obwodzie sądzi, że bezwizowy wjazd na  Litwę i do Polski zamiast sprzyjać rozwojowi aktywności gospodarczej, stał się hamulcem rozwoju regionu" - pisze rosyjski dziennik gospodarczy, wydawany wspólnie przez "The Wall Street Journal" i "Financial Times".
"Mam interesy w Polsce, ale mimo otwartej granicy nie mogę tam pojechać. Wiecznie stoi kilometrowa kolejka +mrówek+ i muszę w  niej stać 12 godzin" - żali się właściciel największej w obwodzie sieci stacji benzynowych Aleksiej Putuchow, zdecydowany zwolennik obowiązku wizowego.
Władze zdają jednak sobie sprawę, że bliskie już wprowadzenie wiz, choć może uzdrowić sytuację dla przedsiębiorców, będzie stanowić olbrzymi problem społeczny. Szczególnie w sześciu miastach położonych wzdłuż polskiej granicy, które całkowicie, bezpośrednio bądź pośrednio, żyją z kontrabandy. Osłabną również wpływy do obwodowego budżetu, między innymi z turystyki.
les, pap