Stanowisko Finiego uznawano od dawna we frakcji premiera za prowadzenie własnej polityki, co - argumentowano - jest niedopuszczalne w przypadku przewodniczącego parlamentarnej izby. Takie sformułowanie znalazło się również w deklaracji przygotowanej przez kierownictwo Ludu Wolności: "Nie zdarzyło się nigdy, by trzecia osoba w państwie objęła rolę polityczną jako opozycja krytykując w zgodzie z lewicą". Autorzy dokumentu podkreślili, że wielokrotnie podejmowali próby zawarcia zgody z Gianfranco Finim, ale obecnie uznali, że jest już to niemożliwe.
Premier Silvio Berlusconi zapewnił, że przesądzone już wyjście zwolenników szefa Izby Deputowanych z klubu partii Lud Wolności nie zagrozi rządowi, który jest - jak stwierdził - silny i trzyma się mocno. Ale jak zauważył jeden z komentatorów każde głosowanie w parlamencie może być od tej pory "Drogą Krzyżową" dla gabinetu, dysponującego słabszym poparciem.
Tymczasem Gianfranco Fini nie zamierza ustępować ze stanowiska przewodniczącego Izby. Oświadczył, że stanowisko to nie leży w gestii premiera. Włoskie media przypominają, że polityczna, koalicyjna współpraca Silvio Berlusconiego i Gianfranco Finiego, wówczas jeszcze jako lidera Sojuszu Narodowego, rozpoczęła się w 1994 roku. W ciągu 16 lat między politykami często iskrzyło, co ostatecznie doprowadziło do ich politycznego rozwodu.
PAP, arb