Ministerstwo straceńców

Ministerstwo straceńców

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy minister skarbu Emil Wąsacz dołączy do swych poprzedników - ministrów przekształceń własnościowych Janusza Lewandowskiego i Wiesława Kaczmarka, wobec których najczęściej w ostatnim dziesięcioleciu zgłaszano wnioski o wotum nieufności i żądano ich dymisji?
 Minister Wąsacz wykazywał niezwykłą wolę walki. Żaden ze składanych dotychczas wniosków nie uzyskał wcześniej poselskiej akceptacji. Mała jednak szansa, by odparł atak egzotycznej koalicji posłów z AWS i opozycji (SLD i PSL). Posłowie - z przewodniczącym sejmowej Komisji Skarbu Państwa, Uwłaszczenia i Prywatyzacji Tomaszem Wójcikiem AWS na czele - występują jako obrońcy dorobku narodowego. Dużo i chętnie mówią o katastrofie, jaką minister Wąsacz chciał sprowadzić na kraj, sprzedając za półdarmo obcemu kapitałowi polskie firmy, między innymi PZU.

W rzeczywistości katastrofa zdaje się mieć więcej wspólnego z utratą pieniędzy na kampanię wyborczą niż dochodami skarbu państwa. Politycy AWS, SLD i PSL od dłuższego czasu niechętnym okiem spoglądają na prywatyzację, która sukcesywnie odsuwa ich zwolenników od dobrze płatnych posad w radach nadzorczych - źródeł finansowania partii. I to być może jest rzeczywisty powód kolejnej próby odwołania ministra Wąsacza.
Oficjalną przyczyną jest zaś zmiana koncepcji prywatyzacji PZU SA, wcześniej zaakceptowanej przez Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów. Posłowie zarzucają także ministrowi utratę kontroli nad firmą, w której państwo ma 70 proc. akcji. Czy można mówić, że minister będący współwłaścicielem firmy utracił "zdolność sprawowania nadzoru właścicielskiego większościowego akcjonariusza”, skoro osoby rekomendowane przez niego zostały na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy powołane do zarządu i rady nadzorczej? Jerzy Zdrzałka, nowy prezes PZU SA, jest bardzo blisko związany z AWS. Posłowie zarzucają ponadto ministrowi, że odwołanie dwóch prezesów pogorszyło sytuację największego polskiego ubezpieczyciela. Tymczasem parametry ekonomiczne wskazują, że w ostatnich miesiącach w PZU nic złego się nie dzieje.
Wniosek o dymisję zapadł zaocznie, gdy minister przebywał w Londynie. Przebieg posiedzenia komisji rodzi jednak kilka pytań. Dlaczego w zamkniętych obradach uczestniczyli Wojciech Jamroży i Grzegorz Wieczerzak, zawieszeni kilka miesięcy temu przez ministra prezesi PZU SA? Dlaczego byli prezesi są głównym źródłem informacji dla posłów? Dlaczego komisja przed podjęciem decyzji nie chce wysłuchać opinii ministra? Czy decyzja o wstrzymaniu prywatyzacji największego polskiego ubezpieczyciela nie oznacza zatrzymania przekształceń własnościowych, w tym odłożenia prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej SA? Czy uda się zbilansować budżet bez 4 mld USD ze sprzedaży narodowego operatora? Czy w obliczu zbliżającej się kampanii wyborczej posłowie AWS nie chcą utrzymać wpływu nad przedsiębiorstwami, w których państwo posiada swoje udziały, aby mieć pieniądze na kampanię? I wreszcie ostatnie pytanie - czy utrzymanie państwowej własności nie jest potrzebne posłom AWS do zrealizowania swojej koncepcji uwłaszczenia? Miesiąc temu ci sami posłowie, którzy wnoszą o dymisję ministra Wąsacza, wstrzymali prywatyzację m.in. Pekao SA i BGŻ.
W marcu ubiegłego roku rząd wyraził zgodę na sprzedaż 30 proc. akcji największego polskiego ubezpieczyciela inwestorowi branżowemu. Minister skarbu państwa występował wówczas o zgodę na sprzedaż 40 proc. akcji, zaś sejmowa Komisja Skarbu Państwa, Uwłaszczenia i Prywatyzacji wnosiła o zgodę na sprzedaż tylko 15 proc. akcji. Poselska propozycja była z góry skazana na niepowodzenie, ponieważ żaden strategiczny inwestor nie zaakceptuje tak ograniczonej możliwości wpływu na kierunki rozwoju kupowanej firmy.
Ministerstwo Skarbu Państwa złożyło publiczne zaproszenie do rokowań. Doradca prywatyzacyjny rekomendował trzy z siedmiu ofert - Eureko i BIG BG SA, Winterthur Swiss Insurance Company oraz AXA. Szwajcarzy wycofali swoją ofertę. Eureko zaoferowało za akcje PZU 9-12 mld zł, zaś AXA - 8-10 mld zł. W listopadzie 1999 r. za 30 proc. akcji największego polskiego ubezpieczyciela grupa Eureko zapłaciła ponad 3 mld zł. Minister deklarował wówczas, że ta sprzedaż ma doprowadzić do maksymalizacji wartości spółki, by akcje w kolejnych transzach mogły zostać sprzedane po wyższej cenie. Zgodził się również z sugestią posłów sejmowej Komisji Skarbu Państwa, Uwłaszczenia i Prywatyzacji, że sprzedaż 30 proc. akcji nie będzie się wiązała z podejmowaniem jakichkolwiek zobowiązań wobec inwestorów, które mogłyby ograniczać swobodę ministerstwa w kolejnych etapach prywatyzacji.
25 maja tego roku minister Emil Wąsacz, przedstawiając Komitetowi Ekonomicznemu Rady Ministrów wniosek o zmianę koncepcji prywatyzacji PZU, rozpoczął drugi etap przekształcania spółki. Według wcześniejszych założeń, kolejne akcje miały trafić do publicznego obrotu. Nowa koncepcja ministra zakładała, że bez przetargu kupi je grupa Eureko, która zaproponowała za nie taką samą cenę jak w listopadzie 1999 r., czyli 1165 zł za akcję.
Zdaniem analityków finansowych, sprzedaż drugiej transzy akcji Eureko nie powinna być zaskoczeniem. Tadeusz Kozaczyński, starszy analityk CA IB Securities, przyznaje, że z reguły jest tak, że jeśli 30 proc. akcji sprzedaje się jednemu inwestorowi strategicznemu, pozostałych nie oferuje się innemu. Odrębną kwestią jest tu jednak sprawa ceny. Były minister przekształceń własnościowych Wiesław Kaczmarek zwraca uwagę, że PZU to nie tylko ubezpieczenia majątkowe czy życiowe, ale 30 proc. rynku funduszy emerytalnych i fundusze inwestycyjne. - Może należałoby ponownie ocenić wartość firmy - uważa Wiesław Kaczmarek.
Może należałoby, ale pamiętajmy, że za 30 proc. akcji PZU uzyskano więcej niż wynikało z wyceny doradcy prywatyzacyjnego. I to rynek powinien decydować w gospodarce rynkowej, a nie widzimisię polityków.

Więcej możesz przeczytać w 28/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.