Obywatelska schizofrenia

Obywatelska schizofrenia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Od dwudziestu lat cieszymy się wolną Polską. Właściwie zamiast „cieszymy się” lepiej powiedzieć „powinniśmy się nią cieszyć”. Okazuje się bowiem, że chociaż PRL upadł kilka ładnych lat temu Polacy wciąż okazują zdegustowanie instytucjami państwowymi. Mimo dwudziestu lat demokracji państwo wciąż dla wielu jest okupantem, z którym nie można się utożsamić – należy za to przeciwstawiać się mu, oszukiwać je i obwiniać za całe zło.
Dobrym przykładem antypaństwowych zachowań jest sprawa portretów prezydenta Bronisława Komorowskiego, które w polskich ambasadach chciał wieszać Radosław Sikorski. Wywołało to natychmiastową falę kpin i szyderstw, co sprawiło z kolei, że Platforma, czując miękki grunt pod nogami, po cichu wycofała się z tej zapowiedzi.

Sprawa wydaje się być błaha, gdyby jednak przyjrzeć się jej nieco bliżej, to okaże się, że kwestia portretów Komorowskiego jest kolejnym dowodem na to, że nie utożsamiamy się z własnym państwem, a władz, które sami sobie wybieramy – już następnego dnia po wyborach się wstydzimy. Ani społeczeństwo, ani opozycja nie chce wydawać publicznych pieniędzy na to by pochwalić się wizerunkiem swojego prezydenta.

W całej sprawie nie chodzi konkretnie o Komorowskiego - oburzenie byłoby pewnie tak samo wielkie, gdyby pięć lat temu ówczesny minister spraw zagranicznych Stefan Meller podjął decyzję o eksponowaniu portretów prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Role by się odwróciły, ale sens pozostałby ten sam - Platformy krzyczeliby o megalomanii Prawa i Sprawiedliwości i niepotrzebnym marnowaniu państwowych środków. Janusz Palikot zrobiłby happening w którym wieszałby kukłę prezydenta, a internauci wykorzystaliby niewyczerpane pokłady swojego sarkazmu, by taką propozycję ośmieszyć na wszelkie możliwe sposoby. Byłoby tak samo jak teraz - bp Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska i ich zwolennicy do patriotyzmu mają podobne podejście – państwo cenią najbardziej, gdy mogą powtórzyć sparafrazowane nieco credo Ludwika XIV – państwo to my.

Podobnie zachowują się obywatele – z tymże dla nich, z racji nie uczestniczenia we władzy, państwo to zawsze „oni". Dlatego większość osób patrzy na działania państwa przez pryzmat własnych korzyści. Nieważne jak wielka jest dziura budżetowa – każda okazja jest dobra do wysuwania roszczeń. Studenci chcą kolejnych ulg, emeryci większych rewaloryzacji, a cała budżetówka podwyżek. Oczywiście przyznając kolejne świadczenia państwo powinno też obniżać podatki. Skąd pieniądze? Nieważne. Mają być i już.

Dwadzieścia lat po upadku komunizmu powinniśmy wreszcie zrozumieć, że skończyły się czasy wielkiego brata, który o wszystkim decyduje za nas, a my możemy być w stosunku do niego w wygodnej opozycji. Idąc (lub nie idąc) do wyborów stajemy się automatycznie odpowiedzialni za to, co się na naszym polskim podwórku dzieje. Warto więc skończyć z mentalnością młodego anarchisty, który za wszystko co złe, obwinia władze, polityków i państwowego Lewiatana. Ludzie, którzy dziś zasiadają w Sejmie i w Senacie nie zostali mianowani przez obce imperia, nie odziedziczyli urzędów - zostali wskazani przez większość społeczeństwa, czyli przez nas. Nie szanując państwa, nie szanujemy własnych wyborów, czyli de facto ja-obywatel, kwestionuje to co zrobiłem ja-wyborca. A to, jak każda schizofrenia, musi skończyć się źle.