Na swoje poprzednie pismo - jak mówił - dostał odpowiedź, że MAK postępuje zgodnie z procedurami. MAK argumentował też, że nie zawsze wszystko może mu udostępnić, bo lotnisko w Smoleńsku jest wojskowe, więc tego rodzaju kwestie trzeba uzgadniać z wojskiem. W swym liście Klich domagał się respektowania jego uprawnień i dostępu do dokumentów. Dodał że zależy mu na "dokumentacji lotniska, materiałach związanych z oblotami, przesłuchaniach nowych świadków, albo ponownym wysłuchaniu tych samych". - Większość wiedzy już posiadamy. Chodzi jednak o pewne szczegóły. Badanie polega na tym, że trzeba coś udowodnić, a nie tylko mieć wiedzę - zaznaczył.
Klich powiedział również, że nie wiadomo, kiedy będzie gotowy raport końcowy MAK-u. - Im więcej zadajemy im pytań, tym bardziej odwleka się ogłoszenie raportu końcowego - oznajmił. Według niego można już mówić przynajmniej o 12 przyczynach katastrofy. - Nie odczuwam żadnej blokady informacji. Wcześniej procedowaliśmy na podstawie rozmów. Rozmowy to nie są jednak dokumenty. Zbliża się termin raportu końcowego. Uwagi trzeba więc przekazywać w formie pisemnej - zaznaczył.
Klich nie potrafił powiedzieć, dlaczego w środę w obecności naczelnego prokuratora wojskowego, generała Krzysztofa Parulskiego będzie kopiowana zawartość czarnych skrzynek z polskiego Tu-154M. Przypuszcza jednak, że chodzi o kwestie czysto techniczne. Także sam Parulski mówił wcześniej, że ponowne skopiowanie kilku fragmentów z rejestratorów pokładowych jest konieczne ze względów technicznych.
Premier Donald Tusk powiedział 9 sierpnia, że rozmawiał z prezydentem Rosji Władimirem Putinem na temat katastrofy pod Smoleńskiem 10 kwietnia. Dodał, że do tej pory komunikacja polsko-rosyjska w tej sprawie nie była zła, natomiast nie wszystkie dokumenty, których oczekiwał Klich, "w takim tempie spływały, jak nam się wydawało, że powinny". Tusk zaznaczył, że odnosi wrażenie, iż po wizycie szefa MSWiA Jerzego Millera w Moskwie na początku sierpnia i po jego rozmowie z Putinem "wszystko wróci do normy".
PAP, ps