Kościół bawi się w politycznego boga

Kościół bawi się w politycznego boga

Dodano:   /  Zmieniono: 
Obecność Kościoła Katolickiego w polskim życiu politycznym nie zaskakuje dziś nikogo. Biskupi dzwon odzywa się zawsze, gdy tylko można powalczyć o rząd dusz. Ostatnio jednak relacje polityka – Kościół znalazły się u progu wielkich przemian. Kościelny monolit zaczyna pękać.
Kościół przez ostatnie 20 lat chętnie włączał się do polityki. I czuł się w niej jak ryba w wodzie. Wszelkie jego działania legitymowała osoba Jana Pawła II. Kiedy jednak Jana Pawła II zabrakło, okazało się, że nie ma nikogo innego, kto byłby w stanie wziąć na siebie rolę pasterza całego polskiego episkopatu. Dzisiejsze władze Kościoła są słabe, podzielone i wystraszone... A pomyśleć, że u progu lat 90, Kościół cieszył się ogromnym kapitałem zaufania społecznego, a ingerencja duchownych w życie polityczne budziła sprzeciw jedynie marginalnej części społeczeństwa. Nawet kontrowersje wokół konkordatu nie były w stanie podważyć legitymacji Kościoła do występowania w imieniu ludu bożego. Dzisiejszy brak lidera sprawia, że Kościół jest utożsamiany raczej z osobami pokroju Tomasza Terlikowskiego czy o. Tadeusza Rydzyka - ma więc łatkę instytucji skrajnie skamieniałej, konserwatywnej, ortodoksyjnej, a nade wszystko ksenofobicznej i wykluczającej mniejszości.

Kościół nadal stara się korzystać ze spuścizny Jana Pawła II i z autorytetu kardynała Stefana Wyszyńskiego – symbolu jedności i siły, czy ks. Józefa Tischnera – metafory solidarności i religii dla maluczkich. Nie zauważa jednak, jak daleko znajduje się od ich ideałów. Dziś polityczny kaftan wydaje się dla Kościoła wyjątkowo niewygodny. Sprawa harcerskiego krzyża dobitnie uświadomiła wszystkim, że Kościół nie ma pomysłu na zredefiniowanie swojej pozycji w życiu publicznym. Dzwony kościelne najgłośniej biją przy okazji dyskusji o aborcji, legalizacji związków homoseksualnych czy prawa do eutanazji, a głucho milczą w sporze o swój największy symbol – krzyż.

Największym problemem współczesnego Kościoła jest nadmierne upolitycznienie. Upolitycznienie, które podąża w złym kierunku. Bp Pieronek przyznał, że idzie ono „drogą Radia Maryja". Dlatego też Kościół Katolicki w Polsce znalazł się między młotem a kowadłem. Z jednej strony, chcąc zachować swoje tradycyjnie zwarte struktury i konserwatywny światopogląd, stanowiące o jego politycznej sile, będzie narażony na drastyczne spadki liczby wiernych (co już ma miejsce) - z drugiej zaś, chcąc zdemokratyzować swoje struktury, dać dojść do głosu reformatorom, może stać się tym, czego najbardziej się boi: po prostu jednym z wielu kościołów umieszczonych w spisie kościołów i związków wyznaniowych.

- Gdyby w polskim Kościele zwyciężyła postawa ks. Tischnera i papieża Jana Pawła II, Kościół nie miałby dzisiejszych problemów z zarzutami o upolitycznienie – powiedział poseł PO Jarosław Gowin. Kościół miejsce jakie zdobył w polskiej polityce wykorzystuje w sposób nieodpowiedzialny. Zapominając, że zabawa w politykę nie może się stać zabawą w boga.