Radziszewska: nie zjadam dzieci, nie tępię homoseksualistów

Radziszewska: nie zjadam dzieci, nie tępię homoseksualistów

Dodano:   /  Zmieniono: 
- Nagonka organizowana na mnie nie jest przyjemna, ale nareszcie mam okazję, by publicznie poopowiadać o swojej pracy - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" pełnomocnik rządu ds. równego traktowania. I podtrzymuje to, co powiedziała w rozmowie z "Gościem Niedzielnym": - Katolicka szkoła ma prawo odmówić zatrudnienia osobie, która jawnie narusza jej zasady etyczną. A wiadomo, że osoba, która jest zdeklarowaną i aktywną lesbijką postępuje wbrew katolickim zasadom - tłumaczy Radziszewska.
Radziszewska porównuje zatrudnienie lesbijki przez szkołę katolicką do "zatrudniania antysemity przez gminę żydowską". I podkreśla, że kodeks pracy i przepisy unijne dają organizacjom wyznaniowym prawo do niezatrudniania osób, które "naruszają zasady etyczne" takiej wspólnoty. - Ale moje argumenty merytoryczne i tak nie mają znaczenia - ubolewa Radziszewska.

Radziszewska uważa, że sama pada ofiarą dyskryminacji - dyskryminować ma ją m.in. Magdalena Środa, która twierdzi, że konserwatysta zajmujący się sprawą równości, to tak jak pacyfista na czele Ministerstwa Obrony Narodowej. - Nie wolno nikogo dyskryminować ze względu na jego religię, wyznanie czy światopogląd - oburza się Radziszewska. Jeśli ktoś mówi, że ponieważ jestem osobą wierzącą, to się nie nadaje do pełnienia jakiejś funkcji, to jest to jawna nietolerancja - dodaje minister.

Minister przypomina też, że Lewica, która teraz ostro ją krytykuje, sama w czasie swoich rządów nie zrobiła nic w sprawie walki z dyskryminacją. - Zdaniem tych środowisk jestem strasznym, znienawidzonym ciemnogrodem katolickim. Zjadam dzieci na śniadanie, a pod wieczór harmonią morduje sąsiadów. Tymczasem jestem normalną osobą, katoliczką - tłumaczy Radziszewska. - Nie tępię homoseksualistów - dodaje.

Pytana o swoją ewentualną dymisję, Radziszewska podkreśla, że "nie daje premierowi powodów, by stracił cierpliwość". - Wiedziałam, że będę atakowana z każdej strony. Ale pan premier na pewno ma świadomość, że każdy kto przyjdzie na moje miejsce, też będzie musiał wejść w to zwarcie. Środowiska lewicowe usatysfakcjonuje tylko jedno rozwiązanie - powołanie na to stanowisko pani Środy, albo pani Fuszary czy innej aktywistki ruchu feministycznego - uważa minister. I dodaje, że nawet jeśli zostanie odwołana pozostanie jej praca posła. - I mojego męża to pewnie nie zmartwi. O rety, właśnie ujawniłam swoją orientację seksualną - ironizuje Radziszewska.

"Rzeczpospolita", arb