Palestyński zamachowiec-samobójca w niedzielę rano zdetonował bombę na zatłoczonym przystanku autobusowym w pobliżu Hajfy. Co najmniej osiem osób zostało rannych.
Wybuch tylko ranił zamachowca. Gdy policjanci zobaczyli, że ranny Palestyńczyk się porusza, zastrzelili go w obawie przed zdetonowaniem następnego ładunku.
Jak poinformował rzecznik pogotowia ratunkowego, do szpitala przewieziono łącznie 18 osób - osiem z lekkimi ranami, a pozostałych w szoku.
Według policji, liczba poszkodowanych jest niewielka w porównaniu z innymi zamachami, dzięki temu, że zamachowiec zdetonował bombę przedwcześnie, widząc, że zaczyna go osaczać policja.
"Terrorysta wyglądał podejrzanie i gdy policjant spojrzał na niego, (zamachowiec) wysadził się w powietrze" - powiedział w izraelskim radiu przedstawiciel władz policyjnych Icchak Borovsky. Według niego, Palestyńczyk prawdopodobnie zamierzał dokonać zamachu w innym miejscu.
Premier Izraela Ariel Szaron zagroził, że odpowiedzią na kolejne palestyńskie zamachy może być rozszerzenie izraelskiej akcji wojskowej na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy. "Nie zakończyliśmy naszych operacji. W świetle tego, co się dzieje, możemy zostać zmuszeni do rozszerzenia naszych działań" - powiedział Szaron, komentując poranny zamach w Hajfie.
Tymczasem nadal trwa akcja odwetowa Izraela za zamachy terrorystyczne, które miały miejsce w ubiegły weekend. W nocy armia izraelska wkroczyła z do dwóch miejscowości palestyńskich na wschód od Tulkarem, na Zachodnim Brzegu Jordanu.
W niedzielę nad ranem - podaje agencja Reutera - do palestyńskiego miasta Anabta wjechało około 40 izraelskich czołgów, transporterów opancerzonych i dżipów z żołnierzami. Kolumnę osłaniały z powietrza dwa śmigłowce bojowe. Doszło do intensywnych walk, w których zginęło czterech policjantów palestyńskich. Żołnierze izraelscy zatrzymali około 25 członków palestyńskich ugrupowań Fatah, Hamas i Dżihad. W mieście wprowadzono godzinę policyjną.
em, pap
Jak poinformował rzecznik pogotowia ratunkowego, do szpitala przewieziono łącznie 18 osób - osiem z lekkimi ranami, a pozostałych w szoku.
Według policji, liczba poszkodowanych jest niewielka w porównaniu z innymi zamachami, dzięki temu, że zamachowiec zdetonował bombę przedwcześnie, widząc, że zaczyna go osaczać policja.
"Terrorysta wyglądał podejrzanie i gdy policjant spojrzał na niego, (zamachowiec) wysadził się w powietrze" - powiedział w izraelskim radiu przedstawiciel władz policyjnych Icchak Borovsky. Według niego, Palestyńczyk prawdopodobnie zamierzał dokonać zamachu w innym miejscu.
Premier Izraela Ariel Szaron zagroził, że odpowiedzią na kolejne palestyńskie zamachy może być rozszerzenie izraelskiej akcji wojskowej na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy. "Nie zakończyliśmy naszych operacji. W świetle tego, co się dzieje, możemy zostać zmuszeni do rozszerzenia naszych działań" - powiedział Szaron, komentując poranny zamach w Hajfie.
Tymczasem nadal trwa akcja odwetowa Izraela za zamachy terrorystyczne, które miały miejsce w ubiegły weekend. W nocy armia izraelska wkroczyła z do dwóch miejscowości palestyńskich na wschód od Tulkarem, na Zachodnim Brzegu Jordanu.
W niedzielę nad ranem - podaje agencja Reutera - do palestyńskiego miasta Anabta wjechało około 40 izraelskich czołgów, transporterów opancerzonych i dżipów z żołnierzami. Kolumnę osłaniały z powietrza dwa śmigłowce bojowe. Doszło do intensywnych walk, w których zginęło czterech policjantów palestyńskich. Żołnierze izraelscy zatrzymali około 25 członków palestyńskich ugrupowań Fatah, Hamas i Dżihad. W mieście wprowadzono godzinę policyjną.
em, pap