"Hej Marta!", czyli jak popełniono piosenkę

"Hej Marta!", czyli jak popełniono piosenkę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Politycy w swoich kampaniach przyzwyczaili już nas do sięgania po artystyczny arsenał: piosenki wyborcze. Ileż radości sprawiają wyborcom podrygi i przyśpiewki ich ulubionych polityków! Kiedy jednak zostaną przekroczone granice dobrego smaku, kiedy style się mieszają, znika gdzieś decorum, a przeszłość łączy się z teraźniejszością, powstaje przebój pod roboczym tytułem: "Jaka muzyka, taka polityka".
Polityka w ostatnich dniach to oczywiście PiS, PiS i dla odmiany PiS. Rozstanie Jarosława Kaczyńskiego z Joanną Kluzik-Rostkowską i Elżbietą Jakubiak nie daje spokoju komentatorom, politykom i politologom, którzy starają się dopisać jakiś sens do działań wielkiego stratega Prawa i Sprawiedliwości. Ja też chciałem zdobyć się na jakąś refleksję na ten temat - ale zamiast wielokrotnie złożonych zdań na temat "polaryzacji polskiej sceny politycznej", "socjotechniki nienawiści" i "instrukcji z Brukseli" w głowie brzmiały mi tylko dwa słowa: „Hej, Marta!".

Tak, właśnie "Hej, Marta!". Nie "Hey Joe". Nie "Hey Jude". Nawet nie "Hey You". A wszystko za sprawą Marty Ratuszyńskiej z SLD i jej postmodernistycznego klipu wyborczego.

Zaczyna się intrygująco. Elegancka pani Marta, popija latte, przegląda strategie rozwoju dla województwa mazowieckiego, a potem zapisuje coś na laptopie - niechybnie refleksje na temat tego, co zrobić żeby żyło nam się jeszcze lepiej. Dzwoni telefon. Iphone 3G. Na szczęście całkiem przyzwoity dzwonek. Niechybnie mamy do czynienia z poważną bizneswoman. Umówiła się z kimś na 12. Trzask laptopa. „Ja Wam pokażę" - krzyczy całą sobą posłanka.

I tu zaczynają się schody - jak mawiał niezapomniany Wieniawa-Długoszewski. Wchodzi podkład muzyczny. Keyboard. Mocne dźwięki Raya Charlesa. Zamaszysty krok Marty.

"Razem w tryumf połączeni ruszamy dziś z kopyta".

Cudowne przedłużenie sylaby „ko". Gaz do dechy. Marta rusza z piskiem opon. Nagle zmiana nastroju. Z rockowej wersji Stevie Wondera muzyka przechodzi w hardrockowego Rubika bez poklasku. Ale z chórkiem.

"Jasna jest droga, jak buzia anioła. Hej, Marta! Hej, Marta! Niech każdy zawoła".

No to ja wołam. "Hej, Marta!". A tymczasem Marta w czerwonym trykocie z gracją anioła o jasnej buzi zbiera jesienne listki w parku. Keyboardowa solówka. Łeb sam lata.

"Chwałą zwycięzcy my okryci, dumnie niesiemy czoła. Nikt nam dziś nie sięga do rzyci!"

I już w sercu wyborcy lewicy odzywa się duma z dokonania właściwego wyboru w poprzednich wyborach samorządowych. Prezydenckich. Parlamentarnych. I w końcu to, na co zawsze czekam. Synchron! Żaden dobry szlagier nie obędzie się bez przyzwoitego synchronu. Podobno układ ten tańczą już na dyskotekach w Nurze. Makarena? A co to jest Makarena?

"Jesteśmy silni i zwarci. Cichutko szepcze głos proroczy: Przeciwnicy niewiele warci!"

W pewnym momencie Marta pewnym krokiem idzie. Nie wiadomo gdzie. Ale idzie. W tle widać plakat z napisem „Co autor miał na myśli?". - Dla mnie polityka jest jak piękna muzyka - odpowiada jakoby na to pytanie bohaterka klipu. Kurtyna.

Choć piosenka trąci myszką, ociera się o obrazę dobrego smaku, nie nadaje się nawet na przegląd muzyki old country, wstydziłaby się jej Majka Jeżowska, a lider Feel straciłby przez nią swoją drogocenną barwę głosu, wierzę anielskiej Marcie, że taka właśnie jest. Słodka, niewinna, domowa, dziecinna, bez gustu. Lubi gadżety, kiepską muzykę, jesienne liście, odkurzacz. Jest sympatyczna. I to wszystko, co mogę powiedzieć o Marcie. Oraz partii, którą reprezentuje. I polityce, w której zamierza się realizować.