Przy stacji metra Centrum o godz. 8:30 stał pomarańczowo-niebieski parasol Platformy, a przy nim kandydaci PO do warszawskiego samorządu z ulotkami. Andrzej Zieliński (kandyduje do rady miasta ze Śródmieścia) powiedział, że postanowił wystawić się rano na "ciosy" warszawiaków w nadziei, że pomoże im to lepiej przejść przez resztę dnia. Trudnych pytań - jak dodał - nie zadawano mu, za to jeden z warszawiaków przekazał swoje wiersze. Inni kandydaci na radnych pytani, czy wspierają ich partyjne VIP-y odpowiedzieli, że w piątek mają przyjść Małgorzata Kidawa-Błońska - rzeczniczka sztabu wyborczego, szefowa warszawskiej PO i Andrzej Halicki - przewodniczący PO na Mazowszu).
Z kolei przy stacji metra Politechnika krótko po godz. 9 nie było parasoli Platformy, ani promujących Platformę kandydatów na radnych. Był natomiast Czesław Bielecki, popierany przez PiS kontrkandydat Hanny Gronkiewicz-Waltz w wyborach na prezydenta Warszawy. Pytany, czy widział w okolicy kandydatów PO, zaprzeczył. Nikogo z Platformy przy stacji Politechnika nie widział też starszy pan rozdający materiały promocyjne Katarzyny Munio (kandydatki Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej na prezydenta stolicy), ani młodzi ludzie, którzy przy wejściach do metra bezpłatną gazetę "Metro".
Na kolejnej stacji metra (Pole Mokotowskie), gdzie mieli promować się kandydaci PO, około godz. 9:30 nie było ich. Zagadywani studenci pobliskiej Szkoły Głównej Handlowej, kandydatów PO nie widzieli. - Był tu ktoś, ale chyba już poszedł. Pewnie skończyły mu się ulotki - powiedziała młoda dziewczyna rozdająca gazety.
"Błękitne POranki" to powtórka akcji sprzed wyborów prezydenckich. Do poparcia Bronisława Komorowskiego namawiali wtedy we wczesnych godzinach porannych m.in. parlamentarzyści i ministrowie rządu Donalda Tuska.
zew, PAP