Ciche pogromy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dlaczego Niemcy coraz mniej mówią i piszą o nowej fali przemocy na tle rasowym?
Jeżeli mniej dziś słyszymy o rasistowskich napadach na obcokrajowców w Niemczech, to raczej jest to wynik postępującej znieczulicy niż mniejszej aktywności organizacji neo-faszystowskich. Ekstremistów jest coraz więcej i są coraz lepiej zorganizowani. Szczególnie brutalni wydają się na terenach nowych postenerdowskich landów. "Problem dotyczy jednak całych Niemiec - stwierdził przewodniczący Bundestagu Wolfgang Thierse (SPD) - i co najgroźniejsze, stał się częścią naszej powszedniej kultury".
Niedawno na tablicy po zburzonej synagodze w Eisenach neonaziści wyryli swastyki. Wcześniej zniszczyli kwietnik w kształcie gwiazdy Dawida. W Erfurcie młodzi ludzie obrzucili świątynię żydowską butelkami z benzyną, a na cmentarzu w Hanowerze zdewastowali 90 nagrobków. Prawie w tym samym czasie poinformowano o antysemickich tekstach i swastykach na żydowskich grobach w Guben, Dortmundzie i Getyndze. Przykłady bezczeszczenia miejsc pamięci, pochówku i kultu religijnego można mnożyć. Michel Friedman z prezydium Centralnej Rady Żydów w Niemczech mówi o 60 niszczonych cmentarzach rocznie. Neonazistowski Germanenkult walczy nie tylko z kamiennymi symbolami.
11 czerwca w Dessau trzech glacogłowych skatowało przed domem 39-letniego Mozambijczyka. Mężczyzna zmarł po trzech dniach, nie odzyskawszy przytomności. Osierocił trójkę dzieci. W marszu żałobnym na czele pięciu tysięcy demonstrantów kroczył premier Saksonii-Anhalt Reinhard Höppner. Kilka miesięcy wcześniej opinią publiczną wstrząsnęło inne wydarzenie. Gubeńscy neonaziści zdemolowali Asia-Shop i restaurację wietnamską, oblali piwem i znieważyli czarnoskórą kobietę, a także urządzili polowanie na młodego Algierczyka. Chłopak uciekał w panice. Próbował się schronić w budynku, ale nie zauważył szklanych drzwi. Zmarł na schodach z wykrwawienia. Żaden z jedenastu sprawców nie skończył dwudziestego roku życia. Niedawno niemal niezauważenie przeszedł inny napad w tym samym mieście. Neonazi związali dwóch obcokrajowców i obrzucili kamieniami, a jednemu z nich podpalili włosy. W Schwedt dziewiętnastolatek dostrzegł z balkonu dwóch cudzoziemców. Chwycił za nóż, wybiegł na ulicę i wbił go w plecy jednego z nich tak silnie, że nóż złamał się u nasady. W Magdeburgu młodzi neonaziści napadli na afrykańską parę. Mężczyzna uderzony został butelką w głowę, kobieta przewrócona i skopana. Sprawcy nie kryli swych rasistowskich motywów.
Prawie dwie trzecie niemieckich nastolatków - zgodnie z wynikami badań Deutsche Shell "Jugend 2000" - uważa, że w ich kraju żyje za dużo cudzoziemców. Autorzy opracowania sami byli zaskoczeni tą liczbą, ale - jak zauważył berliński profesor Richard Münchmeier - "posądzanie całej tej grupy o chęć podpalenia obcokrajowców byłoby błędem". Jeśli wziąć pod uwagę liczby bezwzględne, prof. Münchmeier zapewne ma rację. Federalny Urząd Ochrony Konstytucji zarejestrował w ubiegłym roku "tylko" 746 aktów przemocy wobec cudzoziemców (o 5,4 proc. więcej niż przed rokiem). Przed kilkoma miesiącami jednak Federalny Sąd Najwyższy zwrócił uwagę na narastanie "klimatu ogólnego strachu" i postanowił przejmować niektóre sprawy lokalne. Wydał nakaz aresztowania pięciu neonazistów z Eggesin (Meklemburgia) w wieku 15-20 lat, którzy w sierpniu ubiegłego roku napadli i dotkliwie pobili dwóch Wietnamczyków (jeden miał czaszkę pękniętą w kilku miejscach). Sąd Najwyższy uznał, że "ciężkie przewinienia przeciw obcokrajowcom, występujące bezustannie od 1990 r., zakłócają przyjazne stosunki Niemców z cudzoziemcami".
Jak neonazistowskie ekscesy odbijają się na opinii o całym społeczeństwie, przekonał się brandenburski premier Manfred Stolpe. Japońscy inwestorzy zrezygnowali z budowy fabryki w stolicy tego landu. Jak uzasadnili: "U was na ulicach bije się ludzi". Krótko przed wizytą przedsiębiorców dwudziestu neonazistów z Cottbus napadło na ciemnoskórych przechodniów, w tym kobietę w ciąży. Z gry w lokalnej drużynie piłkarskiej zrezygnował jej najlepszy strzelec Amadou Moudachirous z Beninu. Kontrakt gwarantował mu pracę do 2001 r.
Neonaziści coraz częściej osiągają swój cel: zastraszenia potencjalnych ofiar i społeczeństwa. W czerwcu tygodnik "Die Woche" przedstawił reportaż z Pößneck, ponad czternastotysięcznego miasteczka w Turyngii. Już sam podtytuł dwukolumnowej publikacji wyjaśnia wszystko: "W jednej z narodowo wyzwolonych stref nowych landów wrogom obcokrajowców żyje się dobrze". Turecki właściciel baru po kolejnej napaści neonazistów skapitulował - jego Dersim-Grill należy teraz do Niemca. Kilka domów dalej w jednym z okien sterczą odłamki szyb - było to miejsce spotkań gimnazjalistów, którzy nie chcieli się przyłączyć do skrajnych prawicowców. Po kwietniowym napadzie, pobiciu uczennicy i zdemolowaniu lokalu nikt tu już nie przychodzi. Rolf Sänger, nauczyciel z pobliskiego Neustadt, skomentował to tak: "Chcieli wstrząsnąć i udało im się...". Coraz więcej uczniów przyłącza się do neonazistów, przeciw którym nie protestuje już nikt. Glacogłowi w kurtkach z napisem "Czarna garda" zaprowadzili swój porządek.
Największy wzrost przemocy wobec obcokrajowców odnotowuje Turyngia. Za centra skrajnej prawicy uchodzą Jena, Gera i Saalfeld, ale w innych landach byłej NRD sytuacja wygląda niewiele lepiej. Ossis przypisuje się 46 proc. napadów na tle rasowym, choć ludność wschodnich Niemiec stanowi niespełna 20 proc. społeczeństwa. W wyborach w Saksonii w grupie wiekowej 18-24 lat więcej osób głosowało na skrajnie prawicową Narodowo-Demokratyczną Partię Niemiec niż na SPD kanclerza Gerharda Schrödera. Rzecznik do spraw obcokrajowców w Magdeburgu Abdoul Coulibaly doświadczył nienawiści neonazistów na własnej skórze. Pewnego wieczoru napadło go i pobiło pięciu młodych ludzi, w tym kilkunastoletnia dziewczyna. Sprawców nie wykryto. Ich bezkarność najczęściej wynika z faktu, że świadkowie i ofiary boją się zemsty i nie składają skarg. Wiele tego rodzaju ekscesów nie trafia do raportu Urzędu Ochrony Konstytucji.
Na odwiedzany przez obcokrajowców klub w Lauchhammer (Brandenburgia) napadła motocyklowa banda neonazistów McBones. Jeden z pobitych chciał dochodzić sprawiedliwości. Sprawcy odwiedzili lokal i zapowiedzieli, że zabiją każdego, kto ośmieli się zeznawać. Neonaziści czują się bezkarni. W ubiegłym roku amerykański "Time" zaproponował, by w celu zaprowadzenia porządku do nowych landów wysłać... błękitne hełmy. Heinz Fromm, nowy szef Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji, nie wyklucza, że skrajni prawicowcy mogą się posunąć do akcji terrorystycznych. Co prawda nie sądzi, by mogły one przybrać rozmiar "brunatnej RAF", gdyż "neonaziści nie dysponują niezbędną logistyką", lecz - jak zauważył - urząd wie o "ich przygotowaniach do walki zbrojnej".
Do niemieckiej opinii publicznej od czasu do czasu docierają meldunki o wykrywaniu przez policję magazynów broni. Skrajnie prawicowe partie zwierają szeregi.
W Fuldzie przedstawiciele Związku Wolnych Obywateli postanowili się rozwiązać i przystąpić do nowej partii, którą chcą utworzyć z Republikanami, Partią Niemiec i Niemiecką Unią Społeczną. Rozmowy o większej współpracy toczą się również między NPD i Niemiecką Unią Ludową. W magdeburskim Landtagu posłowie tego ostatniego ugrupowania na wzór i dzięki pomocy FPÖ Jörga Haidera utworzyli Wolnościową Niemiecką Partię Ludową (FDVP). W najbardziej widocznej Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec (NPD) obowiązuje zasada walki o zdobycie parlamentów i ulic. Neonaziści z NPD chcą przemarszami zaprezentować siłę, która wywoła strach i przyciągnie młodzież. Skrajna prawica ma ok. 50 tys. zadeklarowanych członków. Liczba cichych zwolenników jest wielokrotnie większa. Posłanka Zielonych Annelie Buntenbach ostrzega, by neonazistów nie traktować wyłącznie jak pijanych głupich glacogłowych.
Skrajnie prawicowi działacze coraz częściej usiłują dotrzeć do społeczeństwa dzięki elokwencji i przekonującej retoryce. Heike Müller, 23-letnia aktywistka politycznego przedszkola NPD Młodych Narodowych Demokratów (JN), jest zafascynowana "germańskimi festynami", tańcami o zachodzie słońca i przy ognisku, urządzanymi przez badeńską filię organizacji. Dzięki niej "odnalazła korzenie swego narodu". Wierzy, że za pięć, dziesięć lat w Niemczech będzie rządzić NPD. W osiągnięciu tego celu mają pomóc kadry wychowane w JN.
Popularność skrajnej prawicy w nowych landach tłumaczona jest pozjednoczeniowymi trudnościami, wysokim bezrobociem, spuścizną po autorytarnym systemie władzy, a także odreagowaniem kompleksu niższości wobec Wessis. To jednak tylko połowa prawdy. Jak podkreślił Wolfgang Thierse, neonazizm nie jest typowy wyłącznie dla mieszkańców tego terenu. 54 proc. aktów wrogości wobec obcokrajowców wydarza się na zachodzie Niemiec i tam również rasizm zbiera swe tragiczne żniwo. Poza tym, zgodnie z logiką argumentacji socjologów o sfrustrowaniu Ossis, w innych krajach postkomunistycznych czy państwach członkowskich unii, gdzie występuje większe bezrobocie niż w Niemczech i znacznie większe kontrasty socjalne, żaden obcokrajowiec nie mógłby się pokazać na ulicy. Niemieccy obrońcy porządku demokratycznego prócz wyświechtanych ogólników nie proponują skuteczniejszych działań przeciw nienawiści rasowej. Podawanie suchych faktów, że liczba azylantów w pierwszym kwartale zmalała w porównaniu z rokiem poprzednim o 19,3 proc., nie jest lekarstwem na wiotczenie społecznych hamulców moralnych. Michel Friedman konstatuje: "Dzieci rasistami i antysemitami się nie rodzą"...


Więcej możesz przeczytać w 30/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.