Waszczykowski: kto ma być w WikiLeaks, jeśli nie ja?

Waszczykowski: kto ma być w WikiLeaks, jeśli nie ja?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Witold Waszczykowski (fot. BBN)
Były wiceminister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski jest przekonany, że jego nazwisko pojawi się w dokumentach amerykańskiego Departamentu Stanu udostępnionych przez serwis WikiLeaks. - W pewnym momencie byłem wręcz osobą pierwszego kontaktu dla Amerykanów w naszym MSZ. Czyje nazwiska mają się w tych przeciekach pojawiać, jeśli nie takich osób jak ja? - pyta retorycznie niedawny kandydat PiS na prezydenta Łodzi.
- Spodziewam się charakterystyk, sylwetek polityków, którzy stronę polską reprezentowali w rozmowach z USA. W czasach, których dotyczą dokumenty ujawniane przez WikiLeaks, Polska prowadziła jeszcze aktywną dyplomację, zajmowaliśmy się wieloma kwestiami na Bliskim Wschodzie, braliśmy udział w operacjach pokojowych - przypomina Waszczykowski mówiąc o tym jakie informacje o Polsce znajdą się prawdopodobnie w opublikowanych w internecie dokumentach. - Rozmowy, w których uczestniczyłem, trwały długo, były twarde. Myśmy nie ustępowali pola Amerykanom. Zabiegaliśmy o inne podejście USA do naszej współpracy w Iraku. Gdy powstał rząd Kazimierza Marcinkiewicza, nowo mianowany minister obrony Radosław Sikorski natychmiast pojechał do Waszyngtonu i zażądał, żeby Amerykanie udzielili nam wsparcia wojskowego. Doszło do kłótni z Donaldem Rumsfeldem, ówczesnym szefem Pentagonu. Nie wykluczam, że jej ślad znajdzie się w przeciekach. Choć nie wiem, jak daleko one sięgają - dodaje.

Waszczykowski przyznaje, że zarówno jego nazwisko, jak i nazwiska innych polskich polityków i dyplomatów mogą pojawić się w dokumentach w negatywnym kontekście. - Brałem udział w twardych, brutalnych rozmowach. Po zaangażowaniu się w wojnę w Iraku, a później w Afganistan, czuć było atmosferę rozczarowania biernością Amerykanów. Rozmowy o tarczy antyrakietowej szły z trudnością, a ostro upominaliśmy się o to, by Amerykanie docenili naszą pomoc. Nie wykluczam więc, że pracownicy administracji USA drwili z nas, mogli nas wyszydzać, ośmieszać, twierdzić, że byliśmy naiwni, oczekując, że Waszyngton za wszystko zapłaci. Przecież gdy Sikorski domagał się wsparcia w sprzęcie, to często nawet nie dostawaliśmy odpowiedzi - podkreśla.

"Polska The Times", arb