Kisiel: człowiek, który szedł własną drogą

Kisiel: człowiek, który szedł własną drogą

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stefan "Kisiel" Kisielewski 
Zawsze pod prąd, na przekór umizgom i wrzaskom. Iść własną drogą, nawet jeśli wszyscy wokół uznają cię za wariata. To cały Kisiel.
Kochał prowokację. Dla zasady. Kiedy w 1990 r. po raz pierwszy pod patronatem i dzięki wsparciu „Wprost" przyznał nagrodę swojego imienia, rozłożył ją aż na 16 osób. – Konsternacja – wspomina Jerzy Kisielewski, syn Stefana, dziennikarz. – Publiczność oniemiała. O co mu chodzi? Co łączy eseistę i krytyka Krzysztofa Mętraka z Januszem Korwin-Mikkem i PRL-owskim jeszcze ministrem Mieczysławem Wilczkiem? Rok później konsternacja jeszcze większa: Kisiel co prawda redukuje liczbę laureatów nagrody do trzech (tak już zostanie), ale wskazuje grono nie mniej egzotyczne: premier Jan Krzysztof Bielecki i aferzysta Bogusław Bagsik. Warszawka i Krakówek trzęsą się z oburzenia. A Kisiel? Kisiel osobiście wręcza mu nagrodę.

Całe życie płynął pod prąd. Zaczyna zaraz po wojnie. Na pierwszej stronie „Tygodnika Powszechnego" potępia decyzję o wybuchu powstania warszawskiego, „za które naród zapłacił hekatombą krwi, warszawiacy – ruiną całego życia”. Powstania uważał za głupotę, a to konkretne za głupotę wyjątkową. Na spotkaniu w większej grupie atakuje Władysława Bartoszewskiego za to, że „spalił Warszawę”. – Ja mu na to, że też miał brać w tym udział, ale w pierwszych godzinach powstania dostał postrzał w pośladek i jako mężczyzna przestał wiedzieć, na czym siedzi – wspominał Bartoszewski. Kisiel odwdzięcza mu się dedykacjami w książkach: „Kochanemu Władkowi, który zburzył Warszawę”.

Portret Stefana "Kisiela" Kisielewskiego znajdziecie w najbliższym wydaniu tygodnika "Wprost". A już 6 grudnia o 22:40 w TVP 1 będzie można obejrzeć uroczystą ceremonię wręczenia nagród laureatom "Nagrody Kisiela", które po trzech latach wracają do "Wprost".