Dziennikarka przyznaje, że rozmawiać można z każdym, jeśli tylko osoba ta ma coś do powiedzenia. Podkreśla, że nie miałaby obiekcji przed rozmową z osobą umierającą. - Wszystko zależy od tego po co. Żeby epatować bólem, śmiercią – nie. Ale może ta osoba ma coś do przekazania, może tymi ostatnimi doświadczeniami chce się podzielić z innymi, może chce powiedzieć: nie bójcie się, śmierć to jest jakiś koniec, który każdy musi przeżyć – wtedy tak - wyjaśnia. Przyznaje, że dziś byłaby w stanie porozmawiać nawet z mordercą. - Kiedyś, i nie mogę sobie darować, że taka byłam, nie wyobrażałam sobie, żeby porozmawiać z Różańskim i z Fejginem [funkcjonariuszami bezpieki z czasów stalinowskich]. Myślałam: jak mogę pójść, podać rękę – nie mogę. W tej chwili bym poszła, zmieniłam się, być może to cynizm, ale bardziej czuję się dziś po prostu dziennikarką - tłumaczy.
Torańska zdradza też, że lubi wywiady w czasie których jej rozmówca stara się prowadzić z nią grę. Tak było m.in. w czasie rozmów jakie przeprowadziła z ówczesnym rzecznikiem rządu Jerzym Urbanem. - Było fantastycznie, ponieważ widziałam, co myśli, kiedy ze mną rozmawiał. „Boże, jak ona w ogóle jest w stanie pracować?". Nawet do mnie powiedział: „Gdybym ja tak pracował, tobym na życie nie zarobił". Bo ja pozwalam ludziom mówić i widocznie coś takiego bezradnego jest we mnie, że on aż chciał mi pomóc. Że nie radzę sobie z tą materią, no tak, durna po prostu, jak ona mogła tych „Onych” napisać, jak to w ogóle się działo – widziałam to w jego oczach - wspomina Torańska.Cały wywiad Piotra Najsztuba z Teresą Torańską można przeczytać w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".