Stłumiony protest opozycji gazeta nazywa "największą dotychczas demonstracją przeciwko Łukaszence i oznaką tego, że kraj ma już dosyć reżimu w stylu sowieckim". "Za jednym uderzeniem Łukaszenka zakończył wysiłki UE i USA, które chciały z nim utrzymać dobre stosunki. Zaoferowany przez Europę pakiet pomocowy opiewający na 3,6 mld dolarów w zamian za przeprowadzenie wolnych i sprawiedliwych wyborów zapewnie zostanie zlikwidowany" - ocenia gazeta. Dziennik przypomina również, że administracja Baracka Obamy, która w ostatnim czasie zawarła umowę z reżimem dotyczącą usunięcia zapasów wysoko wzbogaconego uranu, w "szorstkim oświadczeniu" potępiła represje, informując, że nie uzna wyników białoruskich wyborów.
"Łukaszenka, który chce, by Zachód i Rosja grały przeciwko sobie, może teraz sądzić, że znajdzie ratunek w Moskwie, która ogłosiła, że wybory są >sprawą wewnętrzną Białorusi<. Jednak zachodnie rządy powinny upewnić się, że (Łukaszenka) zapłaci za swoje zachowanie. Należy przywrócić i wzmocnić sankcje przeciwko prezydentowi i jego najbliższym współpracownikom, ze specjalnym uwzględnieniem osób zamieszanych w niedzielne wydarzenia" - wskazuje dziennik.
"Epizod może również być okazją dla Obamy, by zbadać, czy >reset< w stosunkach amerykańsko-rosyjskich może być rozszerzony na Białoruś. Byłby to dobry moment, by wezwać rząd Władimira Putina do porzucenia swoich imperialnych ambicji w regionie i współpracy w celu izolacji reżimu, w którym już dawno należało przeprowadzić zmiany" - pisze "Washington Post".
PAP