"Zamiast rozmów wyszedł specnaz"

"Zamiast rozmów wyszedł specnaz"

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. Reuters/Forum)
Przedstawiciele opozycji białoruskiej oświadczyli we wtorek, że atak na drzwi budynku rządu podczas niedzielnej demonstracji w Mińsku był prowokacją struktur siłowych - białoruskich albo rosyjskich. Opozycjoniści mówili o tym na wspólnej konferencji prasowej.
- Mam pewne dane, że była to prowokacja struktur siłowych. Na razie nie wiadomo, czyje były to struktury, są dwa warianty: rosyjskie albo białoruskie - oświadczył wiceszef partii Białoruski Front Narodowy Ryhor Kastusiou. Jako jeden z kandydatów na prezydenta był on razem z innymi liderami na demonstracji w  wieczór wyborczy. Został zatrzymany, ale wypuszczono go w poniedziałek. Kastusiou mówił, że kiedy podkreślał w rozmowach z innymi liderami, że jego partia wyklucza działania siłowe, to ze strony żadnego z pozostałych nie było mowy o  szturmowaniu budynków. - Nie było nawet rozmów (na ten temat), nikt nie nalegał - oświadczył.

"Próbowaliśmy rozmawiać"

Inny z opozycjonistów relacjonował przebieg wydarzeń na Placu Niepodległości: "Kandydaci, którzy teraz są w więzieniu, mieli zamiar poprowadzić ludzi na Plac Październikowy. Ale z budynku rządu wyszli ludzie i poprosili kandydatów na rozmowy z nimi. Dlatego (kandydaci na prezydenta - red.) Mikoła Statkiewicz i Andrej Sannikau podeszli jeszcze raz do budynku, stamtąd wyszedł jakiś człowiek, ale zamiast rozmów wyszedł specnaz (siły specjalne)".

- Zanim specnaz odepchnął ludzi po raz pierwszy, razem ze Statkiewiczem próbowaliśmy prowadzić rozmowy, poprosiliśmy o zawołanie oficera, który kierował operacją. Z początku zatrzymali się, ale nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. I raptem - nie wiem, co  się stało, do tej pory nie mogę ocenić - nastąpił nagły atak w naszą stronę - dodał Kastusiou.

"Nietrudno znaleźć sprawców"

Leu Marholin ze Zjednoczonej Partii Obywatelskiej zwrócił uwagę, że w internecie jest wiele zdjęć z demonstracji pokazujących ludzi, którzy szturmowali drzwi rządu i nie byłoby trudno odnaleźć tych sprawców. - Jeśli nasze struktury siłowe zechcą, to zrobią to w  ciągu tygodnia. Jeśli tego nie zrobią, to będzie to odpowiedź na  pytanie, kto jest winny tej prowokacji - tłumaczył.

Opozycjoniści zwracali uwagę, że pobicie jednego z kandydatów na  prezydenta Uładzimira Niaklajeua przez nieznanych sprawców nastąpiło w  wieczór wyborczy jeszcze przed zakończeniem głosowania i demonstracją. Zdaniem Wiaczasłaua Siuczyka to dowód, że "karną operację przeciw niezależnym organizacjom i  ośrodkom, jakie istnieją na Białorusi, władze przygotowały wcześniej". Jak dodał, jego osobiste zdanie jest takie, że "w żadnym wypadku tysiące Białorusinów nie byłoby bitych i pozbawianych wolności, gdyby nie ta błyskawiczna wizyta Alaksandra Łukaszenki w Moskwie i podpisanie pośpiesznych porozumień" z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem. Według niego Alaksandr Łukaszenka otrzymał "carte blanche" na rozprawę z opozycją.

zew, PAP