O roku ów...

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rok 2010 minął w Polsce pod znakiem katastrofy smoleńskiej. Kwietniowa tragedia zdominowała życie polityczne w naszym kraju i właściwie tylko ona może być punktem odniesienia jeśli chcemy podsumować to, co wydarzyło się w ciągu mijających 12 miesięcy.
Niestety katastrofa, która powinna zjednoczyć społeczeństwo, doprowadziła w efekcie do czegoś przeciwnego - do pogłębienia podziałów i dalszej polaryzacji społeczeństwa. Doszło do tego, że najagresywniejsi bojownicy obu stron chcą wręcz doprowadzić do eliminacji przeciwników z życia publicznego, a lider opozycji otwarcie kwestionuje wynik demokratycznych wyborów – ponieważ przyniosły one sukces jego przeciwnikowi.

Zarówno Platforma, jak i PiS katastrofę smoleńską wykorzystały dla własnych celów. PO zrobiła wszystko, aby przejąć stanowiska zajmowane dotychczas przez polityków opozycji. Od katastrofy smoleńskiej minęło zaledwie kilkadziesiąt godzin – a do Pałacu Prezydenckiego już wprowadzali się ludzie Bronisława Komorowskiego – mimo że związani z PiS urzędnicy, którzy zginęli pod Smoleńskiem, pozostawili w kraju swoich zastępców. Z kolei Prawo i Sprawiedliwość zrobiło wszystko, aby katastrofa i śmierć prezydenta posłużyły do mobilizacji żelaznego elektoratu tej partii. To właśnie mobilizacji najwierniejszych zwolenników służył konflikt wokół krzyża pod Pałacem Prezydenckim i comiesięczne marsze pod siedzibę prezydenta. Powtarzane jak mantra historie o spisku i zamachu oddalają nas wprawdzie od chłodnego i racjonalnego wyjaśnienia dramatu z 10 kwietnia – ale dla PiS najważniejsze jest to, że jednoznacznie wskazują wyborcom tej partii wroga, przeciwko któremu należy się jednoczyć. Tym samym Prawo i Sprawiedliwość stało się opozycją antysystemową.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. W 2010 roku całkowitej dekompozycji uległ polityczny układ związany z "Solidarnością". Dawni działacze opozycyjni, kiedyś skupieni wokół idei społecznego solidaryzmu związku zawodowego, ostatecznie odsunęli się od siebie. Rozpoczynająca się dekada będzie ostatnią, w której rządy sprawować będą ludzie z opozycji demokratycznej lat 70 i 80-tych ubiegłego wieku. Do polityki wchodzą powoli nowi ludzie, którzy nie są obciążeni łatkami postkomunistów lub postsolidarnościowców. Niestety na razie wśród dzisiejszych 30- i 40-latków trudno znaleźć polityków klasy Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka, Leszka Balcerowicza, Donalda Tuska, Jarosława Kaczyńskiego, czy Aleksandra Kwaśniewskiego. Dlatego w Polsce AD 2011 trudno snuć prognozy na temat kształtu sceny politycznej.

Jeżeli przyjmiemy, że w Polsce w ciągu najbliższych lat nic dramatycznego się nie stanie (czyli nie dojdzie np. do załamania się finansów publicznych), to Platforma Obywatelska ma przed sobą więcej niż cztery lata rządzenia. Warto pamiętać, że PO nie zaszkodziła w tym roku ani katastrofa smoleńska, ani tak zwana afera hazardowa, ani kilka fal powodziowych. Wydaje się więc, że duumwirat  Bronisława Komorowskiego i Donalda Tuska z Grzegorzem Schetyną w tle może rządzić Polską przez nadchodzącą dekadę. Pytanie tylko, czy taka niezagrożona niczym władza jednego środowiska jest na pewno dobra dla polskiej demokracji?