Sudańczycy jadą na południe, by zagłosować

Sudańczycy jadą na południe, by zagłosować

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ok. 143 tys. osób opuściło dotychczas północ Sudanu, udając się na południe kraju, by wziąć udział w rozpoczynającym się w niedzielę referendum. Mieszkańcy chrześcijańskiego i animistycznego południa zdecydują, czy chcą oderwać się od muzułmańskiej północy.
Na południe Sudanu codziennie przybywa ok. 2 tys. osób - powiedział w czwartek regionalny koordynator ONZ ds. południowego Sudanu David Gressly. Dodał, że według szacunków ONZ od  końca października północ kraju opuściły 143 tys. osób. Od 2005 r. zamieszkany przez ok. 8,5 mln ludzi południowy Sudan ze stolicą w Dżubie ma autonomię polityczną, a jego prezydentem jest pełniący jednocześnie urząd wiceprezydenta Sudanu 60-letni Salva Kiir Mayardit. Od dawna popiera on oderwanie się południa od północy.

Kraj wojen

Pustynną północ Sudanu zamieszkują głównie mówiący po arabsku muzułmanie, a na pokrytym łąkami, bagnami i lasami tropikalnymi południu żyją przede wszystkim chrześcijanie i animiści. Od 1920 r. do 1947 r. brytyjskie władze kolonialne, które współrządziły Sudanem wraz z Egiptem, oddzielnie administrowały północ i południe kraju, ograniczały ruch ludności między tymi regionami oraz wspierały chrystianizację południa w celu stworzenia przeciwwagi dla muzułmańskiej północy.

Pierwsze wojna domowa między południem a północą wybuchła pod  koniec 1955 r., rok przed ogłoszeniem niepodległości Sudanu, i trwała do 1972 r. W związku z  wprowadzeniem w całym kraju prawa muzułmańskiego, rebelianci z południa w  1983 r. ponownie chwycili za broń. Trwającą ponad dwadzieścia lat wojnę domową, w której zginęło ponad 1,5 mln ludzi, zakończyły międzysudańskie rozmowy pokojowe, które odbyły się w 2005 r. w Nairobi, w Kenii. Podpisane przez rząd Sudanu i Ruch Wyzwolenia Sudańczyków (SPLM) porozumienie zakładało przeprowadzenie w 2011 r. referendum dotyczącego przyszłości południa kraju.

Prawie 4 miliony wyborców

W referendum, które zakończy się 15 stycznia, udział wezmą jedynie Sudańczycy, których rodzice lub dalsi przodkowie pochodzą z plemion z  południa, a także ci, których rodzice lub dziadkowie mieszkają w tej części Sudanu od 1956 r. We wtorek komisja referendalna poinformowała, że zarejestrowało się ponad 3,9 mln wyborców. Większość zagłosuje na południu kraju, a prawie 200 tys. odda głosy w północnym Sudanie lub za granicą. Referendum będzie ważne, jeśli głosy odda 60 proc. zarejestrowanych wyborców. Próg ten może okazać się trudny do przekroczenia w związku z niewielką liczbą głosowań w  przeszłości oraz z wysokim poziomem analfabetyzmu. Jedynie 2 proc. mieszkańców południa Sudanu kończy szkołę podstawową. Oficjalne ogłoszenie wyników nastąpi w pierwszej połowie lutego w  Chartumie, stolicy Sudanu.

Jeśli obywatele południa wybiorą kartę do głosowania z rysunkiem dwóch dłoni w uścisku i podpisem "jedność", 42-milionowy Sudan pozostanie jednym państwem. Jeśli jednak wybiorą kartę z wizerunkiem jednej dłoni i podpisem "odłączenie", Sudan podzieli się na dwa kraje. Niejasne jest, jaką nazwę będzie nosiło nowe afrykańskie państwo, które powstanie po sześciomiesięcznym okresie przejściowym. Wśród możliwych opcji wymienia się nazwy: Południowy Sudan, Nowy Sudan, Ekwatoria (od dawnej nazwy najbardziej wysuniętego na południe regionu południowego Sudanu) czy Republika Nilu.

Nad przebiegiem referendum czuwać będzie m.in. ponad 100 obserwatorów i  ekspertów z Unii Europejskiej, a także drugie tyle z Centrum Cartera. Będzie wśród nich były prezydent USA Jimmy Carter, były sekretarz generalny ONZ Kofi Annan, a także amerykański aktor George Clooney oraz senator John Kerry. Swoich obserwatorów wyślą także inwestujące w sudański sektor naftowy Chiny. 

Prezydentowi będzie smutno

Większość sudańskich złóż ropy naftowej występuje właśnie w  południowej części kraju. Jednak infrastruktura, w tym prowadzący do  portu nad Morzem Czerwonym ropociąg, znajduje się na północy. Nadal nie wiadomo, do  którego państwa miałby należeć bogaty w ropę region Abyei, który leży na  granicy między północą a południem. Najprawdopodobniej jeszcze w 2011 r. przeprowadzone zostanie tam oddzielne referendum, w którym mieszkańcy zdecydują o przynależności do  północy lub południa.

Pełniący od 1989 r. urząd prezydenta Sudanu Omar el-Baszir zapewnia, że uzna nowy kraj. - Będzie mi smutno, jeśli dojdzie do podziału Sudanu. Jednak uznam waszą decyzję, nawet jeśli postanowicie odłączyć się od północy - powiedział we wtorek Baszir, który jest ścigany listem gończym przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne i ludobójstwo w zachodniej prowincji Sudanu, Darfurze.

Zdaniem ekspertów, wymieniane wśród najsłabiej rozwiniętych regionów świata południe Sudanu nie jest gotowe na niepodległość. Po  latach wojen na tym obszarze - większym od Francji i Niemiec razem wziętych - nadal brakuje dróg, szkół oraz szpitali.  W przypadku powstania nowego państwa przywódcy północy i południa będą musieli rozwiązać wiele kwestii praktycznych, wśród których wymienia się przyznawanie obywatelstwa, uzgodnienie przebiegu granicy i sposobów jej patrolowania, podział zasobów ropy i aktywów, uzgodnienie statusu spornego regionu Abyei czy koordynację polityk gospodarczych.

zew, PAP