VIVA LA FIESTA !

Dodano:   /  Zmieniono: 
Racjonalnych, sterroryzowanych deadline’ami Europejczyków urzekła wiara w wieczną miłość, życie na przekór i odkładanie na jutro. Oszaleli na punkcie kubańskiej salsy, meksykańskiej tequili - prawie wszystko, co opatrzono etykietką "latino", znajduje swych wyznawców. Także w Polsce.
Racjonalnych, sterroryzowanych deadline ami Europejczyków urzekła wiara w wieczną miłość, życie na przekór i odkładanie na jutro. Oszaleli na punkcie kubańskiej salsy, meksykańskiej tequili - prawie wszystko, co opatrzono etykietką "latino", znajduje swych wyznawców. Także w Polsce. Nie trzeba już żmudnie ćwiczyć kroków i stroić się w cekiny. - To żywa, naturalna, bardzo energetyczna muzyka - mówi Marcin Rutkiewicz, szef jednego z warszawskich klubów. Imprezy z muzyką latynoską ściągają tu tłumy. Niewielu tańczy wedle ściśle określonych zasad, większość daje się po prostu ponieść gorącemu latynoskiemu rytmowi. Gdy w klubie gra zespół bębniarzy, reakcje są wręcz ekstatyczne. - Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Tańczący krzyczą - mówi Rutkiewicz. Według niego, popularność salsy jest odreagowaniem "laboratoryjnego" techno. Na festiwale salsy w Kolonii, Berlinie, Madrycie, Paryżu, Londynie, Nowym Jorku przychodzi po kilkadziesiąt tysięcy osób. Bilety na występy takich gwiazd, jak Celia Cruz, Ruben Blades, Orquestra Aragon czy NG la Banda, wyprzedane są kilka tygodni wcześniej. - Nawet gdy przyjeżdżają kiepscy muzycy, publiczność jest zachwycona - śmieje się Jose Torres, perkusista pochodzący z Kuby. Nie rozumie, dlaczego nasza część Europy tak długo opierała się salsie. - W tej muzyce jest mnóstwo wolności i zmysłowości. Jej celem jest uwiedzenie tancerzy - tłumaczy Torres.
Czy Polacy dali się już uwieść? Na tegorocznym Jazz Jamboree zespół Cubanismo! wypłoszył z Sali Kongresowej paru ortodoksyjnych wielbicieli jazzu, ale poderwał do ponadgodzinnego tańca resztę. Po muzykę latynoską sięgają wszyscy -od jazzmanów po muzyków popowych. Na listach przebojów królują w tym sezonie Ricky Martin, Jennifer Lopez i Enrique Iglesias. Często do angielskiego tekstu wrzuca się kilka hiszpańskich słów (na przykład "bailamos", "mi chico latino"), co ma nadać wykonaniu efekt zmysłowości. W Polsce płytę w stylu latynoskim nagrała Maryla Rodowicz. - Ona zawsze wyczuwała, co na rynku muzycznym wkrótce będzie się działo - ocenia Jose Torres. Prawdziwa muzyka kubańska od lat właściwie się nie zmienia. Opiera się na tych samych rytmach, inne ma tylko aranżacje. Utwory napisane w latach 40. brzmią dziś równie pięknie. Dowodem jest film "Buena Vista Social Club" (i towarzysząca mu płyta), który odniósł sukces najpierw w Stanach Zjednoczonych, potem w Europie Zachodniej, a od kilku tygodni zdobywa publiczność także u nas. Innym fenomenem jest argentyńskie tango, najmodniejszy taniec Europy końca XX wieku. W samym Berlinie funkcjonuje ponad 20 szkół tanga, a w sobotni wieczór otwartych jest kilka klubów milonga, w Warszawie - dwa. Odpowiednio ubrani i nastawieni na doskonalenie tancerze ćwiczą skomplikowane kroki. - Na pierwszym etapie nauki trudno dostrzec, na czym naprawdę polega tango - mówi Anna Iberszer, studentka, jedna z inicjatorek spotkań. - Ono nie jest na pokaz. Opiera się na relacji między dwojgiem ludzi i dlatego nigdy się nie nudzi. - Ludzie chcą się uczyć tanga, bo jest wyrafinowane i zmysłowe. Mają dosyć tańczenia w samotności, potrzebują kontaktu z drugim człowiekiem - dodaje Bartłomiej Woźniak, student, założyciel Akademii Tanga Argentyńskiego. - Ludzie cały czas szukają swojego miejsca, marginesu w ramach kultury masowej. Takich miejsc jest więc coraz więcej, kultura stale się rozwarstwia. I to jest świetny moment na wejście kultur etnicznych - mówi Carlos Marrodan Casas, tłumacz literatury iberoamerykańskiej. - Zawsze doskonale sprzedawało się hasło "bądź sobą, rób coś na przekór, zrzuć mundurek". A kultura latynoska po prostu nienawidzi mundurka. Oznacza spontaniczność i emocje. Kultura Ameryki Łacińskiej nie jest jednorodna - ani w muzyce (jest to zarówno kubańska salsa, argentyńskie tango, pieśni meksykańskich mariachis, jak i brazylijska samba, której popularność szybko wzrasta), ani w kuchni. Na razie trudno jednak znaleźć w Polsce inne restauracje niż meksykańskie. Przed sześciu laty otwarto w stolicy El Popo. - Przez pierwszy miesiąc sala świeciła pustkami. Polacy nie rozumieli, jak można jeść placki kukurydziane z fasolą. Na szczęście zaczęli przychodzić Amerykanie, którzy tę kuchnię znali. To oni przyprowadzili z sobą swoich polskich znajomych - wspomina Agnieszka Kręglicka, współwłaścicielka restauracji. Dziś rezerwacja stolików jest tu niezbędna, klientów przyciągają meksykańscy mariachis, występujący tu niemal co wieczór. Dopiero niedawno Polacy przekonali się do nowych potraw. - To jest chłopska kuchnia: prosta, przaśna i pikantna. Oparta głównie na plackach, fasoli i mięsie z sosem, a przy tym różnorodna - mówi Kręglicka. Największe opory u Polaków budzi podobno sos mole, przygotowywany z ostrej papryki i gorzkiej czekolady, jedno z największych wyzwań kulinarnych. Dużym wzięciem cieszy się natomiast sałatka z kaktusem.
Rekordy popularności bije meksykański alkohol - piwo i tequila. - Picie tequili doskonale wpisało się w naszą tradycję picia wódki, jest tylko trochę bardziej egzotyczne. Atrakcją jest też sam sposób picia: z lizaniem soli i przegryzaniem cytryną, co stało się prawdziwym rytuałem - mówi Kręglicka. Jeszcze pięć lat temu tequili nie można było w Polsce kupić. Do El Popo sprowadzana była jako likier z agawy. Teraz jest w każdej restauracji, barze czy pubie. Coraz większym zainteresowaniem cieszą się też w Polsce chilijskie i urugwajskie wina. - Świetne są szczególnie białe wina wytrawne. Mają dużą głębię, są łagodne. Są tym bardziej atrakcyjne, że dobrych białych win w Europie właściwie nie ma - mówi Waldemar Piotrowski, dostawca współpracujący bezpośrednio z urugwajskimi winnicami. Amerykę Łacińską omija turystyczna stonka, może z wyjątkiem zabudowywanej kolejnymi hotelami molochami Dominikany i meksykańskiego Cancun. - A szanujący się globtroter nie ominie w swoich podróżach tego regionu, tak jak kiedyś nie mógł ominąć modnego Dalekiego Wschodu - uśmiecha się Krzysztof Łopaciński, dyrektor Instytutu Turystyki. Największymi atrakcjami są tu zabytki kultur prekolumbijskich i miasta z okresu kolonialnego. - Z roku na rok wysyłamy tam coraz więcej ycieczek - podkreśla Elżbieta Kosek z Polskiego Biura Podróży. Najczęstsze kierunki to Meksyk, Gwatemala i Wenezuela. Mniej popularne, przede wszystkim ze względu na ceny, są Brazylia i Argentyna. - Wiele osób nudzi leżenie na plaży. Jadą poznać inne kultury i przyrodę. Często ich marzeniem jest zobaczenie dziewiczej puszczy amazońskiej -dodaje Kosek. - Polaków zaskakuje latynoski katolicyzm, tak odmienny - zauważa Armando Ludeńa, sekretarz ambasady Peru w Warszawie. Są i podobieństwa, które decydują o wzajemnej sympatii. - Macie zbliżony do naszego temperament, skłonność do zabawy, elastyczność, otwartość. Znajomi Peruwiańczycy, którzy przyjeżdżają do Polski, nazywają was Latynosami Europy Środkowej - śmieje się Ludeńa.
Polski stereotyp Latynosa stworzony został przez amerykańskie filmy, głównie westerny. Meksykanin w wielkim sombrero i z sumiastymi wąsami był na ogół zły i niezbyt mądry. Wątpliwą reklamę latynoskiej kulturze robiły takie zespoły jak Tercet Egzotyczny. - Ameryka Łacińska długo była podawana jako przykład negatywny. "Polityk na miarę Ameryki Łacińskiej", "demokracja latynoska", "gospodarka latynoska" - to były pejoratywne określenia często używane przez polskich polityków i dziennikarzy. Teraz to się na szczęście zmienia, także dzięki nam - mówi prof. Andrzej Dembicz, szef Centrum Studiów Latynoamerykańskich przy Uniwersytecie Warszawskim. Na studiach uzupełniających i podyplomowych kształci się tu ponad sto osób. - Ameryka Łacińska jest jedynym rejonem tropikalnym i subtropikalnym, gdzie funkcjonuje nasz wzorzec kulturowy z rodzynkami w postaci kultur indiańskich. Fascynuje, będąc syntezą tego, co możemy nazwać pograniczami kultur i kulturami pogranicza - dodaje prof. Dembicz.
Z zainteresowania kulturą latynoamerykańską najbardziej cieszą się chyba sami Latynosi. - Możemy to po prostu wykorzystać - uważa Eduardo Fiallo, Ekwadorczyk, szef szkoły językowej Academia de la Lengua i Centrum Latynoamerykańskiego w Warszawie. - Sami staramy się kreować rynek. Nie tylko uczymy języka, ale także organizujemy imprezy z salsą i tanie wyjazdy do Ameryki Południowej. Promujemy swoje kraje po latynosku, czyli z sensem. W Polsce mieszka mniej niż tysiąc osób pochodzących z Ameryki Łacińskiej. Jak twierdzi wielu z nich, powiedzenie mańana, czyli "jutro", które tak podoba się na zachodzie Europy, w polskich warunkach można przetłumaczyć jako "jakoś to będzie". - U nas chodzi o czas, u was o jakość - zaznaczają. W samej Warszawie hiszpańskiego uczy się dziś ponad pięć tysięcy osób, z czego prawie dwa tysiące w Instytucie Cervantesa. Można się go uczyć prawie na wszystkich uniwersytetach, w coraz większej liczbie szkół średnich i w szkołach językowych. - Zainteresowanie tym językiem jest teraz ogromne, a przecież hiszpański w Polsce nie jest tak przydatny jak niemiecki, rosyjski czy nawet francuski. Nasi studenci rzadko jednak uczą się go w celach zawodowych czy handlowych. Tu wystarcza im angielski - mówi Abel Murcia Soriano, szef instytutu. Gdy pyta swoich słuchaczy, dlaczego uczą się hiszpańskiego, odpowiadają, że jest to po prostu ładny i łatwy język, który "może się przydać na wakacjach". - A przecież może on mieć znaczenie także w poważniejszych sprawach. W końcu to jeden z pięciu języków ONZ - podkreśla Murcia Soriano.
Hiszpański jest modny na całym świecie. W Europie zaczyna konkurować z francuskim, w Stanach Zjednoczonych jest jedynym językiem, którego Amerykanie w ogóle się uczą. - Nie do końca rozumiem, dlaczego tak dużo Polaków uczy się hiszpańskiego, ale bardzo się z tego cieszę. Przecież nawet w hiszpańskich firmach mówi się po angielsku - dziwi się Madeleine Navarro Mena, Kubanka prowadząca w Polsce hiszpańskojęzyczną księgarnię Elite. Od lat przebojami są w Polsce dwie książki: "Sto lat samotności" Marqueza i "Gra w klasy" Cortazara. -Polacy nie mają problemów że zrozumieniem tej literatury. Wzruszają się i śmieją w tych samych momentach co reszta czytelników - uważa Carlos Marrodan Casas. Zainteresowanie literaturą iberoamerykańską rozpoczęło się w latach 70. i zadziwiło wtedy cały świat. - To jest literatura pełna młodzieńczej przekory, wiary w wieczną miłość, pomimo czegoś, pomimo biedy. Taka też jest cała kultura latynoska - mówi Marrodan Casas.

A może kultura ta przyciąga, bo jej charakterystyczną cechą jest partycypacja, kontakt z innymi ludźmi? Może dlatego, bo wyzwala emocje, jest pełna paradoksów? - To kultura twardzieli, którzy zakochują się od pierwszego wejrzenia, na całe życie. Tam jest miejsce na śmiech i płacz, na bogactwo i biedę, na życie we wszystkich kolorach - podkreśla Marrodan Casas.


Więcej możesz przeczytać w 1/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.