- Należy to traktować także jako przypomnienie, że posiadany stopień, pełniona funkcja nikogo nie uprawniają do łamania przepisów bezpieczeństwa; to bodziec, by pamiętać o odpowiedzialności za podwładnych i o tym, że to nie prywatny folwark - dodał były pilot wojskowy. Jak zaznaczył, "lotnik nie lata sam dla siebie, ma postawione zadania do wykonania". Zwrócił też uwagę, że doniesienie do prokuratury to reakcja na konkretne wydarzenie. - Druga sprawa to, czy i w jaki sposób dowództwo planuje zmienić sposób traktowania ludzi i wykonywania zadań, tak aby pożądane zmiany wprowadzać nie działaniami doraźnymi i strachem przed prokuraturą, ale z przekonania, że tak trzeba. Jakie działania o charakterze systemowym zamierzają podjąć Siły Powietrzne, Sztab Generalny i MON - dodał.
Do prokuratury wojskowej wpłynęło w piątek zawiadomienie dowódcy Sił Powietrznych gen. broni Lecha Majewskiego o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez załogę Jaka-40, który 10 kwietnia ub. r. lądował kilkadziesiąt minut przed katastrofą Tu-154 w Smoleńsku. W uzasadnieniu wskazano, że komisja badająca incydent stwierdziła, iż załoga wykonała lądowanie w warunkach atmosferycznych poniżej minimalnych.
Gdy Jak-40 z dziennikarzami na pokładzie lądował w Smoleńsku 10 kwietnia ubiegłego roku, warunki na lotnisku były już bardzo trudne. Stenogramy rozmów świadczą, że kontrolerzy nie widzieli samolotu i zamierzali go skierować na drugi krąg.pap, ps