Poncyljusz: może jesteśmy idealistami…

Poncyljusz: może jesteśmy idealistami…

Dodano:   /  Zmieniono: 
Paweł Poncyljusz (fot. FORUM) 
Płaski system podatkowy, finansowe konsekwencje dla polityków nie spełniających obietnic wyborczych, outsourcing i dążenie do zrównoważonego budżetu – takie pomysły na poprawę stanu finansów publicznych przedstawił w rozmowie z Wprost24 poseł PJN Paweł Poncyljusz. Poncyljusz zapewnia, że swój program PJN jest w stanie realizować z każdym. Nawet z SLD? – Jesteśmy otwarci na każde ugrupowanie – zapewnia Poncyljusz.
Karolina Zajezierska, Wprost24: Czy PJN wie co zrobić by zielona wyspa nie zmieniła się w Atlantydę?

Paweł Poncyljusz: Dziś trudno o recepty skoro nie wiadomo co jeszcze rząd premiera Donalda Tuska popsuje. Nie wiemy jak głęboki deficyt budżetowy zgotuje nam premier po czterech latach rządzenia. Musielibyśmy również wiedzieć jak wygląda stan finansów publicznych – bo na razie informacje na ten temat znajdują się w szufladach resortu finansów, do których ma dostęp jedynie minister Jacek Rostowski i jego najbliżsi współpracownicy.

Zaglądamy więc do państwa programu i czytamy, że wysokość wynagrodzeń dla polityków powinna być uzależniona od stopnia realizacji mierzalnych celów gospodarczych…

To taki bacik na polityków, który ma ich zmusić do tego, aby nie zapominali o swoich obietnicach zaraz po wyborach. Dziś expose premiera jest całkowicie „niemierzalne" – nie wiadomo co jest polityczną retoryką, co obietnicą, a co zobowiązaniem. My chcemy, aby obietnice polityków dało się weryfikować.

W jaki sposób?

Chodzi o to by rządzący przedstawiali nam konkretne cele – co chcą zrobić w kwestii podatków, regulacji przedsiębiorstw, barier biurokratycznych dla prowadzących działalność gospodarczą, etc. Expose powinno być narzędziem kontroli rządzących. Z porównania treści expose z praktyką rządzenia powinno wynikać czy premier realizuje swoje obietnice czy tylko trwa i stara się doczekać do kolejnych wyborów.

To bardzo piękna idea, ale czy realna? Politycy, którzy wiedzieliby, że ich pensje są uzależnione od tego czy osiągają konkretne cele nie oparliby się raczej pokusie manipulowania wskaźnikami w taki sposób, by wynikało z nich, że osiągają same spektakularne sukcesy.

Oczywiście w toku rządzenia mogłoby się okazać, że niektóre zobowiązania trzeba zweryfikować. Sytuacja kraju może się zmienić – mogą pojawić się nowe obowiązki, z pewnych rzeczy trzeba zrezygnować, bo wymaga tego np. sytuacja finansów publicznych. Chodzi jednak o to, by zmienić obecną sytuację, w której expose premiera nie ma nic wspólnego z tym co realizuje rząd.

Widzę jeszcze jeden problem – sytuacja gospodarcza kraju zależy od wielu czynników, z których część jest całkowicie niezależna od działań rządu. Tak naprawdę na większość wskaźników gospodarczych największy wpływ wywiera gra sił rynkowych. Chcecie rozliczać polityków z działania wolnego rynku?

Ale nam nie chodzi o to, aby premier deklarował w expose jaka będzie za cztery lata cena tony żywca! Zdajemy sobie sprawę, że zależy to od koniunktury i rząd ma na tę kwestię niewielki wpływ. Chodzi o to, aby jeśli premier obieca np. scalenie systemu pomocy społecznej (co nota bene jest konieczne) – móc ocenić czy rząd zrealizował te obietnice. Jeśli zrobił to w 30 procentach – to uposażenie ministrów powinno być niższe niż w sytuacji, gdy cel został zrealizowany całkowicie. W taki sam sposób można ocenić wywiązanie się z obietnicy zrównania wieku emerytalnego.

Kolejny postulat PJN brzmi: administracja powinna przejąć część obowiązków biurokratycznych, którymi przez lata bezmyślnie byli obciążani obywatele i przedsiębiorcy…

Dlaczego jest tak, że w wielu krajach Europy podatek de facto rozlicza urząd skarbowy a nie obywatel, tymczasem w Polsce obywatel przyjmując odpowiednio uniżoną postawę musi karnie biec do Urzędu Skarbowego i tłumaczyć się ze swojego rozliczenia? W Irlandii, jeśli rozliczenie budzi wątpliwości, urzędnik dzwoni do podatnika i po konsultacji z nim koryguje ewentualny błąd. W Polsce podatnik otrzymuje wezwanie, następnie musi stawić się w urzędzie, złożyć wyjaśnienie… Dlaczego tak jest? Nie wiadomo.

Zwłaszcza, że urzędników mamy coraz więcej… PJN chce być pierwszą w historii III RP partią, która zredukuje zatrudnienie w administracji. Jak chcecie dokonać tego, co nie udało się dotąd nikomu?

Odpowiedzią na problem rozrastającej się administracji jest outsourcing. Chcemy powołać Centrum Usług Wspólnych i Centrum Zakupów Wspólnych. Dlaczego każdy urząd musi mieć własne służby finansowe czy kadrowe? Na całym świecie największe korporacje korzystają w tym zakresie z jednego dużego centrum obsługi. Dlaczego rząd nie może pójść w ich ślady przekazując te zadania jednej instytucji? 

Centrum Zakupów Wspólnych pachnie trochę gospodarką centralnie planowaną. Jedna ogromna instytucja ma decydować o tym ile spinaczy potrzebuje dane ministerstwo?

Nic bardziej błędnego. W gospodarce centralnie planowanej decydowano za nas, kto potrzebuje samochodu, kto maszyny, a kto sznurka do snopowiązałki. Tymczasem my mówimy o sytuacji, w której każdy urząd suwerennie decyduje o tym, co jest mu potrzebne – a następnie składa konkretne zamówienie do Centrum Zakupów Wspólnych.

Skoro mówimy o outsourcingu to czy dopuszczacie taką sytuację, w której Centrum Zakupów Wspólnych byłoby instytucją prywatną?

Na początku pewnie musiałaby być to jednak instytucja publiczna. Chodzi o to by z dnia na dzień pracy nie stracili ci wszyscy ludzie, którzy dziś zajmują się logistyką resortów. Nie chodzi nam o to, aby zrobić im krzywdę i jednego dnia wręczyć wszystkim wypowiedzenia…

Chwileczkę – wcześniej mówiliśmy o redukcji zatrudnienia w administracji a teraz okazuje się o to, że cała redukcja polega na przesunięciu ludzi z jednej instytucji do drugiej…

Niezupełnie. Ich zadania byłyby na nowo zdefiniowane – w związku z czym część ludzi będzie musiała odejść z pracy. Prawda jest taka, że Polska jest europejskim liderem jeśli chodzi o współczynnik zatrudnienia w administracji państwowej. Zamiast budować drogi i kłaść tory – płacimy pensje urzędnikom…

…którym PJN chce dalej płacić w państwowym Centrum Zamówień Wspólnych.

My mówimy dzisiaj o pewnej idei. Tego czy Kowalski albo Iksiński będzie pracował nie gwarantuję. W Polsce w administracji zatrudnionych jest ponad 27 procent osób aktywnych zawodowo – tymczasem średnia europejska wynosi 17 proc. Czy to oznacza, że konieczne zwolnienia? Pewnie tak. Ale część pracowników administracji trzeba również przesunąć do innych instytucji. Efektywność zbierania podatków cały czas pozostawia wiele do życzenia. Może więc organy odpowiedzialne za ściąganie podatków są miejscem do którego powinno trafić więcej urzędników? Kiedy PJN wejdzie do rządu przedstawimy cały program „odchudzenia" urzędniczego.

Idźmy dalej. PJN chce z sukcesów gospodarczych rozliczać również dyplomatów. Ambasadorowie powinni zwiększać nasze PKB?

Bardzo często dyplomacja w Polsce jest widziana tak: kieliszek koniaku, cygaro, rozmowy o sztuce i kulturze. Tymczasem, jeśli popatrzymy na to, co robią dyplomaci innych krajów odkryjemy, że są oni zorientowani przede wszystkim na kwestie gospodarcze. Dyplomacja jest dzisiaj powiązana z promocją gospodarczą, bo bez niej nie ma rozwoju eksportu, czyli nie ma rozwoju gospodarczego. A polski dyplomata czuje, że osiągnął sukces, jeśli godnie przyjmie ministra, który przyjechał na jakąś konferencję…

Jak to zmienić?

Część zarobków danej placówki powinna być uzależniona od efektywności promocji gospodarczej. Często o sprawach gospodarczych rozmawia sam ambasador, a nie urzędnik odpowiedzialny za sprawy ekonomiczne. Kiedy kilka lat temu jedna z sieci wielkopowierzchniowych miała problem w Polsce, wówczas ambasador kraju, z którego ta sieć pochodziła, osobiście przyjechał do niewielkiego miasta, aby przekonać prezydenta do odblokowania inwestycji. Ambasador wiedział, że to jest jego powinność.

Innymi słowy chcecie wynagradzać tych ambasadorów, którzy załatwią Polsce więcej umów gospodarczych?

Placówki dyplomatyczne powinny mieć plany na dany rok i powinny być z nich rozliczane. Chcemy rozliczać ambasadorów w ten sam sposób, w jaki chcemy rozliczać polityków z ich obietnic.

Wiemy już co czeka polityków, urzędników, ambasadorów. A co z pozostałymi podatnikami?

Chcemy wprowadzenia płaskiego podatku w wysokości 19 procent z podwójną kwotą wolną od podatku. Oznacza to, że część podatników byłaby w ogóle wyłączona z obrotu podatkowego. System podatkowy powinien omijać tych, którzy żyją wyłącznie dzięki wypłatom z budżetu – a więc emerytów, rencistów, beneficjentów systemu opieki społecznej. Chcemy wyeliminować opodatkowanie osób najsłabiej uposażonych. Jest absurdem, że ktoś otrzymuje od Skarbu Państwa zasiłek rodzinny w wysokości 500 złotych – i od tego zasiłku musi odprowadzić podatek do… Skarbu Państwa – czyli do swojego płatnika.

PJN postuluje również likwidację systemu wcześniejszych emerytur dla niektórych grup zawodowych. Można się na nas obrażać – ale obecnego systemu emerytalnego, w dzisiejszym kształcie, po prostu nie da się utrzymać i im później się zabierzemy za zmiany tym więcej będzie to kosztować każdego podatnika

Dziś przywileje emerytalne przyciągają ludzi do pracy np. w policji. Co chcecie zaoferować w zamian?

Trzeba zacząć myśleć w kategoriach awansu zawodowego. To, że ktoś w wieku 20 lat zaczyna patrolować ulice nie może oznaczać, że po 15 latach służby taki policjant ma nadal robić dokładnie to samo. Trzeba stworzyć mechanizm gwarantujący funkcjonariuszom rozwój zawodowy – w momencie rozpoczęcia służby powinni oni mieć jasność – zaczynasz od podstaw, ale za kilka lat czekają cię kolejne szczeble kariery. Dzięki temu ten policjant po 15 latach służby chciałby dalej pracować. Fakt, że agent Tomek jest dziś emerytem – to patologia.

Plaski podatek i likwidacja wcześniejszych emerytur – czy to wystarczy, aby zrównoważyć budżet? Dziś do wyjścia „na zero" brakuje nam ponad 50 miliardów złotych.

Oj, chyba pomyliła się pani w obliczeniach. Moim zdaniem deficyt wynosi już dziś ponad 100 miliardów złotych…

…czyli zrównoważyć budżet będzie jeszcze trudniej. Czy takie działanie w ogóle ma sens? Zna pan jakiś kraj, który nie ma deficytu budżetowego?

Może niektóre kraje arabskie. Tylko że ja nie twierdzę, że deficytu ma nie być. Chodzi jednak o to by nie powiększać go w takim tempie jak robi to Donald Tusk, który jest pod tym względem rekordzistą. Oczywiście – mieliśmy kryzys. Ale kryzys był też w latach 1998-1999.

Nie twierdzi pan, że deficytu ma nie być, a PJN zapowiada zrównoważenie budżetu…

W programie zapisaliśmy zmierzanie do zrównoważonego budżetu. Oczywiście – redukcja deficytu ze 100 miliardów złotych do zera jest nieosiągalna w krótkiej perspektywie. Tak radykalne oszczędności wywołałyby bunt społeczny. Należy jednak iść w kierunku zrównoważonego budżetu. Na początek należałoby zredukować deficyt do 30 miliardów złotych. Oczywiście czasem trzeba się decydować na zwiększanie deficytu – ale żeby było to zasadne musimy mieć jakieś jasno wyznaczone inwestycje rozwojowe, które wpłyną na poprawę koniunktury gospodarczej. Rozwoju gospodarczego nie pobudzają na pewno „inwestycje" w administrację państwową. Poza tym pamiętajmy, że wysokość zadłużenia jest ograniczona przez konstytucję. Za chwilę przekroczymy próg zadłużenia, po którym prawnie będziemy zmuszeni do zrównoważenia budżetu.

Aby zaciskać budżetowy pas PJN będzie potrzebował sojuszników. Z kim chcecie realizować swój program? PO na bolesne reformy reaguje alergicznie, PiS chce rozdawać pieniądze – chociażby w postaci dodatku drożyźnianego.

My jesteśmy gotowi do przeprowadzania reform. To od wyborców zależy, czy będziemy mieli koalicjantów zdeterminowanych do szybkiej modernizacji Polski. Nasz program stwarza szanse na uniknięcie turbulencji, jakie już za kilka lat mogą czekać polską gospodarkę.

Widzi pan dziś kogoś, kto byłby gotowy na podjęcie rękawicy rzucanej przez PJN?

Proszę o to zapytać polityków PO i PiS. Jesteśmy gotowi z nimi współpracować. Jeśli jednak obie partie dalej będą wolały prowadzić wojnę polsko-polską to może się okazać, że faktycznie mówiąc o reformach gospodarczych jesteśmy tylko idealistami, a może nawet dziwolągami. Nie chcemy polityki skierowanej na słupki poparcia, tylko polityki kreującej rzeczywistość, służącej dobru wspólnemu obywateli.

A gdyby mogło wam w waszych planach pomóc SLD?

Jesteśmy otwarci na każde ugrupowanie, które chcę reformować Polskę. Mówiliśmy od samego początku, że chcemy rozmawiać z każdym.

Tak? Marek Migalski ogłosił ostatnio, że PJN jest jedyną nadzieją dla Polaków, którzy nie chcą powrotu Sojuszu do władzy.

Prawdopodobnie chodziło mu o to, że przyszła koalicja powstanie albo dzięki głosom PJN, albo SLD. My jesteśmy otwarci na szukanie wszelkich rozwiązań, ale w koalicji jest zawsze jedno ugrupowanie silniejsze i jedno mniejsze. Wyborcza arytmetyka wskazuje więc, że najprawdopodobniej SLD i PJN nie wejdą w skład jednego rządu.