Wojna w Libii opłaca się Rosji?

Wojna w Libii opłaca się Rosji?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Komentując międzynarodową akcję wojskową w Libii "Wiedomosti" zwracają uwagę na dwoistość stanowiska Rosji, która - jak zauważa dziennik - operacji nie przeszkodziła, a gdy ta się rozpoczęła, niezwłocznie ją potępiła. Natomiast "Kommiersant" informuje, że początkowo Moskwa nawet nie wykluczała poparcia rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, otwierającej drogę do akcji wojskowej przeciwko Muammarowi Kadafiemu, jednak ostatecznie postanowiła wstrzymać się od głosu.

"Rosja, która nie raz krytykowała międzynarodowe ingerencje w sprawy wewnętrzne innych krajów - potępiła bombardowanie Jugosławii przez NATO w 1999 i operację w Iraku w 2003 roku - wobec Libii zajęła dwoiste stanowisko" - piszą "Wiedomosti". "Moskwa przyłączyła się do pierwszej rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, w sprawie sankcji przeciwko reżimowi Kadafiego, jednak prezydent Dmitrij Miedwiediew podkreślił, że interwencja militarna jest niepożądana. Rezolucji Rady Bezpieczeństwa nr 1973, zezwalającej na podjęcie wszelkich koniecznych działań, w tym na użycie siły, w obronie ludności cywilnej, Moskwa nie poparła, ale też nie zawetowała" - wyjaśnia dziennik.

Cytowany przez "Wiedomosti" anonimowy rozmówca na Kremlu utrzymuje, że w stanowisku Rosji nie ma żadnych sprzeczności: Rosja potępia wydarzenia w Libii, więc poparła sankcje i nie zawetowała rezolucji nr 1973, jednak militarny sposób uregulowania konfliktu uważa za nie do zaakceptowania. Gazeta przytacza też anonimowe źródło zbliżone do administracji prezydenta, które podkreśliło, iż "Rosja rozumie, że jeśli Zachód ugrzęźnie w tej wojnie, to ona skorzysta podwójnie: wzrosną nie tylko ceny ropy naftowej i gazu ziemnego, ale także autorytet Moskwy wśród krajów arabskich".

Z kolei "Kommiersant" zauważa, że "wstrzymując się przy głosowaniu nad rezolucją nr 1973, Moskwa i Pekin de facto zgodziły się na przeprowadzenie operacji militarnej". W ocenia dziennika, "kampania przeciwko Muamarowi Kadafiemu zaczyna coraz bardziej przypominać operację przeciwko jugosłowiańskiemu dyktatorowi Slobodanowi Miloszeviciowi". "Dla USA sytuacja jest nawet korzystniejsza niż w 1999 roku - wtedy na świecie istniał obóz otwarcie niezadowolonych z Rosją na czele. Tym razem Moskwa rozpoczęciu operacji nie przeszkodziła" - konstatuje "Kommiersant".

Gazeta zaznacza, że "takie stanowisko nie przyszło Rosji łatwo". W Moskwie - twierdzi "Kommiersant" - rozważano kilka wariantów postępowania, gdy Zachód aktywnie przygotowywał się do interwencji wojskowej w Libii. "Jak utrzymują dobrze poinformowane źródła, prezydent Dmitrij Miedwiediew w pewnym momencie skłaniał się nawet ku poparciu rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1973. Natomiast w rosyjskim MSZ optowano za zastosowaniem weta i zablokowaniem rezolucji. Ostatecznie osiągnięto kompromis i podjęto decyzję o wstrzymaniu się od głosu" - relacjonuje dziennik. "Z jednej strony - nasza ocena libijskiego reżimu nie uległa zmianie. Wszelako z drugiej - nie akceptujemy siłowych mechanizmów rozwiązywania problemu" - tłumaczy cytowane przez "Kommiersanta" źródło w prezydenckiej administracji. "Podobnie jak Niemcom, które także były wśród wstrzymujących się od głosu, nasunęły nam się pytania. Do czego ma doprowadzić operacja i co będzie dalej? Co przedstawia sobą opozycja w Libii, za którą ujęły się państwa zachodnie? Odpowiedzi na te pytania ani my, ani Niemcy, nie usłyszeliśmy" - dodaje rozmówca gazety.

"Kommiersant" odnotowuje też, że w przededniu głosowania w Radzie Bezpieczeństwa ONZ zdymisjonowany został ambasador FR w Trypolisie Władimir Czamow. Dziennik podaje, że decyzję o jego zwolnieniu podjęto nie w MSZ Rosji, lecz na Kremlu, gdzie działania dyplomaty oceniono jako "nieadekwatne". "Zamiast w konfliktowej sytuacji bronić interesów własnego kraju, który go tam wysłał, ambasador odzwierciedlał interesy innego kraju - Libii" - przekazuje "Kommiersant" opinię anonimowego źródła znającego kulisy dymisji Czamowa. "Rosja zdystansowała się wobec negatywnych następstw operacji siłowej w Libii, w tym ofiar wśród ludności cywilnej. Jednak taktyka wybrana przez Moskwę pozwoli jej na wyciągnięcie z sytuacji wokół Libii dywidendy" - wskazuje gazeta. "Przede wszystkim kryzys libijski pozwolił Moskwie nie tylko nie pogorszyć, ale wręcz poprawić relacje z Zachodem. Ponadto, nie sprzeciwiając się obaleniu dyktatora, Rosja ma prawo liczyć na przychylność rządu, który obejmie władze w Libii po prawdopodobnym upadku Kadafiego" - wyjaśnia dziennik.

Dziennik podkreśla też, że planując operację przeciwko Kadafiemu, USA uwzględniły negatywne doświadczenia, zebrane podczas obalania innego dyktatora - Saddama Husajna. "Kommiersant" przypomina, że w marcu 2003 roku Waszyngton rozpoczął akcję przeciwko Irakowi bez zezwolenia Rady Bezpieczeństwa ONZ i korzystając z pomocy tylko trzech sojuszników - Wielkiej Brytanii, Australii i Polski.

PAP