Międzynarodowa wojna w Libii

Międzynarodowa wojna w Libii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po niezwykłym sukcesie powstań w Tunezji i Egipcie nastał czas rewolucji w Jemenie, Bahrajnie, Syrii i innych krajach arabskich. Ale sprawy przybierają jeszcze gorszy obrót w Libii, gdzie wojna domowa przeobraziła się w wojnę międzynarodową, w której udział biorą Francja, USA i Wielka Brytania. Po dwóch wojnach w Iraku i wojnie w Afganistanie, po raz czwarty w ciągu dwudziestu lat zachodnie kraje angażują się w militarne operacje na Bliskim Wschodzie.
Warunki są jednak zupełnie inne od tych, które charakteryzowały poprzednie interwencje. Kompetencje krajów zachodnich są tym razem ograniczone: wykluczono możliwość włączenia się do walk wojsk lądowych. Poza tym inicjatorami interwencji nie są Stany Zjednoczone, lecz Francja i Wielka Brytania. Ta część tego dyplomatycznego problemu tłumaczy opóźnienie w podjęciu działań w Libii. Propozycja interwencji została najpierw odrzucona przez G-8, potem przez NATO. Zaakceptowano ją w ostatnim momencie, gdy rebelia w Libii wisiała na włosku, bliska stłumienia przez kontratak pułkownika Kadafiego.

Z jednej strony wygląda na to, że "arabski konsensus" może powrócić. Ta idea grała ważną rolę w pierwszej fazie interwencji, z akceptacją strefy zakazu lotów przez Ligę Arabską i Unię Afrykańską, z obietnicą "aktywnego wsparcia" przez Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Maroko i Jordanię, nie wspominając bardzo aktywnego zaangażowania arabskich telewizji Al-Jazeera i Al-Arabiya w tworzenie demokracji w Libii. To jasne, że aktywne uczestnictwo krajów arabskich w walce z reżimem sprawiło, że Barack Obama poszedł za radą swoich dyplomatów, zachęcających go do udziału w libijskiej wojnie. Jednak jego doradcy wojskowi byli zdecydowanie innego zdania i nie chcieli trzeciej interwencji w tym regionie. Mimo to Obama zgodził się na zaostrzenie wymowy rezolucji, przez dodanie zdania o podjęciu "wszystkich niezbędnych środków" aby chronić cywilów przed starciami w Libii. Jednak zaraz po rozpoczęciu akcji, klauzula ta została uznana za "przesadzoną" przez Sekretariat Generalny Ligii Arabskiej oraz przez Rosję i Chiny, które wstrzymały się od głosu na Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Tymczasem "aktywne wsparcie" wymienionych wyżej krajów nie nadchodziło.

Inną trudnością jest to, że ani strefa zakazu lotów, ani ekonomiczne sankcje nie są wystarczającymi środkami w walce z dyktatorami. Pierwszym takim przypadkiem była strefa zakazu lotów ustanowiona przez Stany Zjednoczone w 1991 roku w dwóch regionach Iraku, aby bronić Kurdów przed represjami Saddama Husajna. Jednak ten środek nie sprawił, że prześladowania Kurdów ustały. Dyktator prosperował nawet lepiej niż wcześniej, aż do jego upadku dziesięć lat później w wyniku wojny z udziałem wojsk lądowych. Drugim przykładem jest Jugosławia, w której w 1993 roku także ustalono strefę zakazu lotów. Zakaz utrzymał się przez dwa lata i okazał się zupełnie bezużyteczny w trakcie masakry w Srebrenicy w 1995. Potrzeba było kolejnych czterech lat i bombardowania Belgradu, o którym zadecydowano bez zgody Rady Bezpieczeństwa, aby obalić Slobodana Milosevica.

Zachód powinien zaprzestać bombardowań w Libii - choćby na pewien czas. Kraj jest głęboko podzielony: aspiracje ludzi chcących obalenia reżimu zostały świetnie pokazane przez szybkie rozprzestrzenianie się powstania we wszystkich regionach kraju od 15 lutego. Ale kontrola nad wojskami sprawowana przez "wodza" i użycie ich do szerzenia terroru oraz uprawianie propagandy w dyplomacji, pokazuje, że Kadafi nie jest pozbawiony możliwości obrony. W najlepszym wypadku, "wódz" mógłby nawet utracić władzę, wcześniej używając swoich ostatnich zwolenników do urządzenia masowego exodusu subsaharyjskiej Afryki do Europy lub wspomagając terroryzm. W najgorszym wypadku, dojdzie do podziału kraju wzdłuż granic plemiennych, tak jak za króla Idrisa przed 1960 rokiem.

We wszystkich reżimach trudno jest wyrzec się władzy. A jeżeli władza jest absolutna, trudność jej porzucenia staje się równie wielka.
 
mb