50 tysięcy złotych? "Normalna urzędnicza premia"

50 tysięcy złotych? "Normalna urzędnicza premia"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski (fot. FORUM)
– To były normalne premie urzędnicze. Ich wysokość zawsze zależy od uposażenia urzędnika i zgodnie z tą regułą otrzymywali je marszałek i wicemarszałkowie – tak profesor Tomasz Nałęcz komentuje sprawę nagród, które przyznało sobie w 2010 roku Prezydium Sejmu. Nieco inaczej na sprawę patrzy politolog z UW dr Wojciech Jabłoński: – Benzyna drożeje, VAT poszedł w górę. Martwi mnie to, że urzędnicy państwowi nie są w stanie powstrzymać się od robienia sobie takich prezentów nawet w czasach kryzysu – ubolewa.
O premiach dla marszałka i wicemarszałków Sejmu napisał "Super Express". Gazeta poinformowała, że prezydent Bronisław Komorowski w ostatnim dniu pełnienia funkcji marszałka Sejmu dostał nagrodę w wysokości 22 tys. zł. "Wicemarszałkowie, którzy razem z nim przyznawali sobie premie, też zgarnęli po kilkadziesiąt tysięcy złotych – podaje "SE".

– Nagrody były przyznane wszystkim, którzy ciężko pracowali po katastrofie smoleńskiej – wyjaśnił marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna. – Są przyznawane z funduszu nagród, który jest w każdym budżecie Kancelarii Sejmu. Te nagrody są takie same jak wcześniej. Zostały otrzymane w takim samym wymiarze jak w poprzednim roku – tłumaczył Schetyna.

Nagroda za ciężką pracę?

– Zostaliśmy nagrodzeni za ciężką pracę. Po katastrofie smoleńskiej w Prezydium Sejmu pracowaliśmy jedynie we troje – miał powiedzieć „Super Expressowi" Stefan Niesiołowski. Jednak w rozmowie z „Wprost24" wicemarszałek mówi, że „artykuł w gazecie był nierzetelny". – Długo tłumaczyłem autorowi tekstu, że sam sobie nie przyznałem tej premii. „SE” zajmuje się opluwaniem polityków, więc nie będę z nimi polemizował, bo to poniżej mojej godności – dodaje.

Niesiołowski nie widzi również powodu, by rezygnować z finansowych „bonusów" w związku z kryzysem finansów publicznych. – Nie podzielam poglądu, że mają się skończyć nagrody, premie, podwyżki, kiedy tylko ktoś ogłosi, że państwo jest w trudnej sytuacji – podkreśla. Przyznaje, że nie wie, za co dokładnie dostał 50 tys. zł premii. – Nie czytałem uzasadnienia, ale myślę, że za to, że przez parę miesięcy po katastrofie smoleńskiej pracowaliśmy we dwójkę z panią marszałek Kierzkowską wykonując m.in. pracę członków prezydium Sejmu, którzy zginęli pod Smoleńskiem – tłumaczy (chodzi o wicemarszałków Sejmu – Jerzego Szmajdzińskiego i Krzysztofa Putrę – przyp. red.).

Premia wysoka, bo i pensja nie niska

Jak sprawa premii była rozwiązywana w poprzednich kadencjach Sejmu? – Były nagrody. Na pewno jednak nie rzędu 50 tys. złotych – mówi wicemarszałek Sejmu V kadencji, obecnie europoseł SLD Wojciech Olejniczak. – Nie przypominam sobie sytuacji, w której za mojej kadencji Prezydium Sejmu samo sobie przyznawało takie premie. Jestem tym zdziwiony. Był budżet roczny Sejmu i jego się trzymano – mówi z kolei Józef Oleksy, marszałek Sejmu w latach 1993–1995 i 2004–2005.

Wicemarszałek Sejmu IV kadencji Tomasz Nałęcz zwraca z kolei uwagę, że „często zapominamy, iż marszałek i wicemarszałkowie są urzędnikami państwowymi, a tacy urzędnicy dostają kwartalne premie". – To były normalne premie urzędnicze. Ich wysokość zależy od uposażenia urzędnika i zgodnie z tą regułą takie premie otrzymywali marszałek i wicemarszałkowie – tłumaczy doradca Bronisława Komorowskiego. Prof. Nałęcz przyznaje, że „były to dość wysokie premie". – Bo też uposażenie tych osób jest wysokie – dodaje.

"Nikt sam sobie premii nie przyznaje"

„Super Express" napisał, że Prezydium Sejmu przyznało premie „samo sobie". Czy rzeczywiście tak było? Nasi rozmówcy zapewniają, że nie. – Marszałek przyznaje premie wicemarszałkom, a zwyczajowo jeden z wicemarszałków przyznaje premię marszałkowi – tłumaczy nam zasadę przyznawania nagród finansowych prof. Nałęcz. Jego słowa potwierdza Wojciech Olejniczak z SLD. – Nie było sytuacji, w której wicemarszałkowie sami sobie przyznali premię. Taka decyzja leżała w gestii marszałka Sejmu – mówi.

Również Stefan Niesiołowski zapewnia, że członkowie prezydium sami sobie premii nie przyznają. Dodaje, że marszałkowi premię dają wicemarszałkowie, a im przyznaje ją sam marszałek. – Bo chodzi właśnie o to, żeby sobie sam nikt nie przyznawał nagród – tłumaczy.

Zadłużenie? I co z tego

Czy w obliczu rosnącego zadłużenia, podwyżek i – jak mówi Donald Tusk – niewłaściwego momentu na podwyżki w budżetówce, tak wysokie premie są zasadne? – To rozwiązanie funkcjonuje w Sejmie od początku III RP i zawsze bulwersowało opinię publiczną, bo faktycznie są to wysokie kwoty – mówi doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego profesor Tomasz Nałęcz.

Dr Rafał Chwedoruk z UW twierdzi, że pieniądze wypłacone politykom nie mają większego znaczenia dla budżetu państwa. – Polacy myślą, że nikłe z punktu widzenia budżetu oszczędności na partiach i funkcjach polityków, mogłyby cokolwiek zmienić – zauważa i dodaje: – Myślę, że jest to drobny epizod. Nie widzę w tym zalążku afery ani skandalu. Mam nadzieję, że ten temat nie będzie ponad jego znaczenie eksponowany.

Dużo bardziej krytycznie o marszałkowskich premiach mówi w rozmowie z Wprost24 dr Wojciech Jabłoński z UW. – Benzyna drożeje, VAT poszedł w górę, a ludzie muszą jakoś związać koniec z końcem. Martwi mnie to, że urzędnicy państwowi nie są w stanie powstrzymać się od robienia sobie takich podwyżek nawet w czasach kryzysu – komentuje Jabłoński. Według niego „to wszystko świadczy o tym, że świat polityki i świat zwykłego człowieka są jednak od siebie oddzielone". – Te wszystkie ustawki w sklepach i na stacjach benzynowych, to ściema – ocenia.