Wojna na wyniszczenie

Wojna na wyniszczenie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ariel Szaron wciąga Izrael w wojnę na wyniszczenie przeciwko Palestyńczykom, oznaczającą próbę sił, której rozstrzygnięcie nastąpi, gdy jedna ze stron całkowicie się załamie.
Izraelscy analitycy wojskowi i polityczni są podzieleni w kwestii skuteczności strategii Szarona, ogłoszonej na początku tygodnia i zapowiadającej zadanie Palestyńczykom tak dotkliwych ciosów, że zaniechają walki i zaczną prosić o pokój.
Jednak zarówno zwolennicy, jak i krytycy nowej strategii premiera sądzą zgodnie, że jeśli nie rozpadnie się izraelski rząd jedności narodowej lub jeśli Waszyngton nie wywrze silnego nacisku na Szarona, przyniesie ona tylko dalszą stopniową eskalację izraelskich ataków lądowych, powietrznych i morskich na cele palestyńskie.
Nie widać, aby Szarona mogła uspokoić nawet saudyjska inicjatywa pokojowa, obiecująca Izraelowi uznanie go przez państwa arabskie w zamian za wycofanie się z ziem okupowanych w 1967 roku (palestyńskiego Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy oraz syryjskich Wzgórz Golan). Zdaniem analityków, Szaron będzie nadal uzależniał zgodę na jakiekolwiek negocjacje od zaniechania aktów przemocy przez Palestyńczyków.
Popularność Szarona, który rok temu wygrał wybory, bo obiecał uczynić Izrael bezpiecznym miejscem do życia, wyraźnie spadła w ostatnich tygodniach. Coraz mniej Izraelczyków wierzy, że premier zdoła położyć kres samobójczym atakom palestyńskim, z każdym dniem coraz krwawszym i odważniejszym.
Uri Dan, prawicowy komentator cieszący się zaufaniem Szarona, tak podsumował jego podejście "najpierw strzelać, potem rozmawiać" w komentarzu na łamach "Jerusalem Post": "Szaron wie, że wojna weszła w etap, w którym rozstrzyga się kwestia +albo my, albo oni+, i, oczywiście, jest przekonany, że zwycięstwo będzie po naszej stronie".
W ostatnich dniach wojska izraelskie okrągłą dobę atakują obiekty palestyńskich sił bezpieczeństwa i dokonują wypadów na teren obozów dla uchodźców, które według Szarona są "bazami terroru".
Ataki te i palestyńskie samobójcze zamachy bombowe i wypady strzelców zlały się w nieprzerwane pasmo konfliktu, który zepchnął w cień międzynarodowe starania pokojowe.
Liczba śmiertelnych ofiar przemocy zbliżyła się do 1300. Po obu stronach ginie wielu cywilów, przy czym aż trzy czwarte zabitych stanowią Palestyńczycy. Mimo to bojownicy intifady (powstania palestyńskiego) nie przestają walczyć przeciwko izraelskiej okupacji terytoriów, na których chcą utworzyć państwo palestyńskie.
Analityk Szlomo Gazit, były szef izraelskiego wywiadu wojskowego, mówi, że armia izraelska mogłaby doprowadzić do "bezwarunkowej kapitulacji" Palestyńczyków, gdyby postawiono przed nią takie zadanie. Jednak zarówno Gazit, jak i inni sądzą, że z powodu różnych ograniczeń Szaron przedłoży stopniową intensyfikację dotychczasowych działań ponad jakąś drastyczniejszą akcję, taką jak na przykład ponowna okupacja ziem oddanych już pod zarząd palestyński lub obalenie Arafata.
"Szaron wolałby strategię zniszczenia - powiedział profesor Efraim Inbar, szef Ośrodka Studiów Strategicznych imienia Begina i Sadata. - Przewiduję jednak stopniową eskalację użycia siły, oczywiście stanowiącą także odpowiedź na dalsze ataki palestyńskie. Czeka nas długa walka".
Szaron nie może pójść dalej, jeśli nie chce utracić poparcia lewicy, stanowiącej część jego koalicyjnego rządu. Główny gołąb w gabinecie Szarona, minister spraw zagranicznych i laureat pokojowej nagrody Nobla Szimon Peres, mówi na razie, że zamierza pozostać w rządzie.
Zdaniem analityków izraelskich, Szaron musi także liczyć się z obawami Waszyngtonu, że znaczniejsze użycie siły zbrojnej wzbudzi gniew arabskiej opinii publicznej i utrudni prezydentowi Bushowi realizację planu obalenia irackiego przywódcy Saddama Husajna.
nat, pap